mainslider03 1920px

Mały głód
Fot. Maciej Baron SVD

Mały głód

Rok temu o tej porze mieliśmy nadzieję, że już za rogiem czai się normalność. To znaczy, że będzie, jak było dotąd. Co znaczy, że będzie jak do marca 2020 roku.

Przed chwilą bawiłem się w Lutra, ale bez młotka. Taśmą klejącą mocowałem czerwone kartki z nowymi limitami dla uczestników liturgii w naszym maleńkim kościele. Kleiłem z wdzięcznością, bo tym razem jest 50% miejsc, a nie 5, jak poprzednim razem.

Adwent jako oczekiwanie nabiera zupełnie nowego znaczenia w aktualnym kontekście. Choć nie w ten najbardziej oczywisty sposób. O ile rok temu można było wyczuć zniecierpliwienie i faktyczne oczekiwanie – na zmianę, na poprawę, o tyle dziś coraz bardziej można wyczuć, że wielu ludzi już na nic nie czeka. Albo przywykliśmy do obecnej sytuacji, albo, co gorsze, jako obronę przed napierającą rzeczywistością wybraliśmy obojętność.

Ta obojętność, to taki brak łaknienia i pragnienia. Nie tylko w odniesieniu do pożywienia. Sięga głębiej. To zamglenie horyzontu potrzeb bliskich i tych bardziej odległych, albo wyżej położonych. Powoli zaczyna wystarczyć to, co niezbędne. Po jakimś czasie niezbędnym staje się to, czego mogę dosięgnąć nie ruszając się z domu. Na końcu liczy się to, co jest w zasięgu ręki, bez konieczności wstawania z łóżka czy ruszania się z fotela.

U progu Adwentu usłyszeliśmy słowa Jezusa. Obżarstwo, pijaństwo i troski doczesne. Takie grubo strugane słowa mogłoby się wydawać. Ale w kontekście chwili obecnej, jak zawsze z precyzją skalpela odsłaniają przed nami zagrożenia, których może nie jesteśmy świadomi – u innych, i u siebie.

Ociężałość jest zabójczo niebezpieczna. Jednocześnie jest przebiegła, podstępna. Karmi się nie tylko brakiem wrażliwości czy gaszeniem pragnienia. Posiłkuje się z pozoru prostymi, znanymi tezami, jak: „co to zmieni”, „po co to wszystko”, „z tego i tak nic nie będzie”, „po prostu nie warto”. To takie węglowodany ociężałości. Utwierdzają w bezruchu, dają poczucie szybkiej sytości, znów niczego nie trzeba, niczego się nie pragnie. A skoro tak, to po co się ruszać.

Adwent nie jest nigdy biernym czekaniem. Ze swoim wołaniem o prostowanie dróg i równanie pagórków może być niewygodnym czasem, czasem, który dla świętego spokoju warto zignorować, odwrócić wzrok albo, co prostsze, zamknąć oczy.

Nie życzę Wam na ten czas rewolucji, wielkich zmian czy ogromnych projektów. Te rozmiary są względne. Życzę Wam na ten czas choćby małego głodu, autentycznego pragnienia, którego nie można zaspokoić siedząc w fotelu – to są szczeliny, którymi wnika w nasze życie Światło, które przychodzi.

arrows02 Maciej Baron SVD, Polska