Świat według werbistów

BLOG

Przewodnik po nowym świecie
Przydrożne sprzedawczynie w miasteczku Damongo (fot. archiwum Władysława Madziara SVD)

Przewodnik po nowym świecie

Z cyklu „Spotkania”

Uczymy się świata żyjąc z innymi ludźmi. Gdy znajdziemy się w nowym i obcym miejscu musimy zacząć ten proces od nowa. Jak mówią w Ghanie „choć obcy ma duże oczy, to i tak nie widzi”. To odnosi się też do nas, którzy jako młodzi misjonarze znaleźliśmy się w całkiem innej kulturze.

Trzeba się uczyć życia od miejscowych ludzi. Paul Jakpal był dla mnie dobrym przewodnikiem w poznawaniu świata kombów. To wprowadzanie w nowe życie odbywało się nie przez jakieś teoretyczne zajęcia i intelektualne wyjaśnianie poszczególnych aspektów życia, ale przez uczestniczenie w tym życiu i cierpliwym przyglądaniu się. Paul pomagał mi wchodzić w nowy świat. W tym procesie bardzo szkodliwy był pośpiech i pójście na skróty. Należy zapomnieć o wyciąganiu pochopnych wniosków i nie osądzać zbyt szybko. Trzeba było zapomnieć schematy, w których wzrastałem i otworzyć się na nowe spojrzenie na świat. 

Dla kombów bardzo ważny jest cotygodniowy targ (kinyak). Właściwie odbywa się on co sześć dni. Nazywają nawet poszczególne dni według dni targowych w pobliskich miejscowościach. Dla Nanchem podstawowym jarmarkiem był Wenchikdal. Inne jarmarki w pobliżu to: Chereponi dal, Nabuldal, Gbintiridal, Gbangbanidal.

Dzień, w którym odbywał się targ w Wenchiki był świętem dla całej okolicy. W tym dniu nie wychodzono do pracy w polu, chyba żeby przynieść yamy do przyrządzenia fufu, albo sprzedać je na jarmarku. Od rana czuło się świąteczną atmosferę. W zagrodach trwały przygotowania. Mierzono miskami ziarno na sprzedaż (kukurydzę, guinea corn, millet, orzeszki ziemne, fasolę). Około południa ludzie ubierali się świątecznie. Przed południem widać było pierwsze kobiety i dziewczyny z dalszych wiosek, jak szły gęsiego w kierunku Wenchiki. Niektóre niosły w rękach czyste sandały i wierzchnią tkaninę, by ubrać je dopiero przed samym targiem. Na ich głowach miały wielkie miski z ziarnem, z yamami, czasami z węglem drzewnym albo suchymi gałęziami. Jak ktoś mi wyjaśnił, mogły dźwigać w ten sposób nawet 70 kg. Czasami zatrzymywały się i siadały gdzieś w cieniu albo czerpały wodę ze studni głębinowej, by ugasić pragnienie.

Przydrożne sprzedawczynie w miasteczku Damongo (fot. archiwum Władysława Madziara SVD)

Mężczyźni i chłopcy szli na jarmark po południu. Wtedy widać było młodych ludzi na rowerach. Niektórzy wieźli na bagażniku worki z ziarnem, a czasami dziewczyny. Około czwartej po południu jechałem na targ i ja z Paulem. W ten dzień wioska się jakby wyludniała. W domach zostawali tylko starcy i głowy rodzin. Ich obowiązkiem było czuwać nad zagrodami. Można było dostrzec rolę przywódcy jako kogoś, kto poświęca się dla dobra i przyjemności innych. 

Targ odgrywał nie tylko rolę miejsca sprzedaży i kupna żywności i produktów potrzebnych w zagrodzie. Był to przede wszystkim dzień spotkań. W tym samym miejscu spotykali się ludzie z różnych wiosek i różnych plemion. W Wenchiki byli to kombowie, chakosi, bimoba oraz kupcy dagomba, ashanti, kusasi i kto wie, kto jeszcze. Ludzie załatwiali między sobą ważne sprawy, wymieniali się informacjami, przekazywali terminy ważnych wydarzeń. Późnym popołudniem ludzie z dalszych wiosek opuszczali jarmark i rozpoczynali swój marsz powrotny. My z Paulem mogliśmy zostać prawie do zmroku, tj. do godziny szóstej z minutami, bo powrót do Nanchem to zaledwie 20 minut. 

Po powrocie do wioski nadal panowała atmosfera święta. Ludzie pokazywali swoje zakupy, opowiadali, kogo spotkali i co się gdzie wydarzyło. Starcom, którzy pilnowali zagród przynoszono w galonach pito, którym się wspólnie dzielono. Radosna atmosfera trwała do nocy.

Bycie z Paulem uzmysłowiło mi, że w dzień jarmarku nie warto urządzać ważnych wydarzeń, bo ustąpią one miejsca wydarzeniu tradycyjnemu. Nawet wielkie święta chrześcijańskie były słabo świętowane, gdy wypadały w dzień targu.

Razem z Paulem poznawałem, czym żyje lokalne społeczeństwo kombów, co dla nich jest ważne, a co nie. Cierpliwe uczenie się tego świata pozwalało go lepiej rozumieć, czuć się w nim u siebie i poszukiwać adekwatnych sposobów dzielenia się Ewangelią.

arrows02 Władysław Madziar SVD, Rzym