Wszystko zaczęło się w dniu, kiedy Jezus przechodził obok stoiska, gdzie Judasz sprzedawał swoje towary. Spotkały się spojrzenia dwóch ludzi. Spojrzenie człowieka, który chciał coś z życia mieć dla siebie i spojrzenie Jezusa – człowieka, który pragnął innym coś ze swego życia dać. To spotkanie na brudnej i zatłoczonej ulicy Kafarnaum zadecydowało o wszystkim. Padło tylko jedno pytanie:
- Jak się nazywasz?
Odpowiedź była krótka:
- Judasz z Iskariotu!
Później był przyjazny uśmiech na twarzy Jezusa i to niezapomniane: „Pójdź za mną!”
Jaki świat wydawał się wtedy piękny. Nawet ten obskurny dom, w którym mieszkał Judasz, przybrał innych kształtów i schludniejszego wyglądu.
Później Judasz chodził z Jezusem, razem się modlili, jedli ten sam chleb, spali pod tym samym dachem. Nawet kiedy Jezus rozesłał swoich uczniów, by głosili Dobrą Nowinę o zbawieniu, On - Judasz - uzdrowił kilka osób i wypędził złego ducha z chłopca z Dan.
Kiedy jednak minęła euforia nowego z Jezusem, kiedy Jezusowe mowy przestały zadziwiać ludzkie ucho, a nadzwyczajne rzeczy, które czynił straciły swą spektakularność, kiedy bycie z Jezusem stało się zwykłą codziennością, stało się coś dziwnego, a jednocześnie tak oczywistego. Pojawiła się pokusa oplatająca swymi mackami serce Judasza, który - jak napisze później ewangelista - stał się tym, który go zdradził.
Człowiek z Iskariotu o imieniu Judasz w sercu swoim usłyszał wyraźny głos:
- Judaszu, w co ty się bawisz? Wiesz, że stać cię na więcej niż tylko bycie uczniem Jezusa. Ty przecież możesz sam budować Królestwo. Masz dosyć zdolności, inteligencji i talentu, by być twórcą Królestwa, które Jezus tylko głosi, tylko głosi, tylko głosi. Słyszysz Judaszu? Ty możesz zbudować…
Na początku wydawało się to śmieszne? Co by powiedzieli na to jego przyjaciele? Król Judasz! Wasza wysokość, co sprzedajecie dzisiaj? Wczorajsze chleby, bo tańsze? A może sznury wisielców na szczęście?
Na początku wystarczyło potrząsnąć głową i pokusa i diabeł odchodził. Ale z biegiem czasu pokusa, niczym rzeka rzeźbiąca swoje koryto w skale, stała się czymś, co Judasz uznał za swoje.
Zjawił się nagle Faryzeusz. Wszyscy wiedzieli, że był faryzeuszem chociaż ubierał się jak zwyczajny mieszczuch. Nie miał sutanny ani filakterii czy orzełka wpiętego w klapę marynarki. Zostawił gdzieś w szafie swoje powłóczyste szaty, chusty i frędzle. Do wszystkich wyciągał rękę w powitalnym geście, jakby się nie bał, że utraci swoją rytualną czystość. Uśmiechał się przyjaźnie i na każde pytanie miał pozytywną odpowiedź. Tak, on starał się być dla ludu, bez żadnych barier i oznak swojej inności.
Zaczepił Judasza siedzącego późnym popołudniem przy kubku czerwonego wina. Śmiał się stukając w przyjaznym geście kubkiem wina w kubek Judasza i niby to żartem, niewinnie, zapytał, czy kupił wina dla Jezusa i reszty. Na zdziwioną minę Judasza szepnął mu w ucho:
- Płaciłeś właścicielowi oberży z sakiewki wiszącej przy twoim prawym boku. A jak sam ogłaszasz, ta należy do Jezusa, którego jesteś „bankierem”. Twoja własna wisi przy lewym boku.
Wypili jeszcze po kubku wina na koszt „życzliwego wszystkim” faryzeusza i poszli samotnie każdy swoją drogą w nadchodzącą noc.
I upłynęło trochę czasu, kiedy „miły faryzeusz” ponowie przerwał Judaszową monotonię samotnego chodzenia ulicami Jerozolimy zapraszając go na kubek czerwonego wina. Po pierwszym toaście Faryzeusz zagadnął:
- Judaszu, czy mógłbyś mi pomóc?
Patrząc szczerym wzrokiem w oczy Judasza, faryzeusz mówił o swych rozterkach duchowych i swoich przekonaniach, o swoich wątpliwościach co do nauki Jezusa i stanowisku, jakie reprezentuje Sanhedryn w tej sprawie. Na koniec, zniżył głos i wyszeptał:
- Mam plan uczynienia Jezusa tym, na kogo w całej prawdzie zasługuje! Myślę, że dobrze by było, gdyby Jezus pojawił się na publicznej debacie w obecności Kajfasza i jego rady i przedstawił Jerozolimie swoją naukę.
Faryzeusz zatrzymał przechodzącego obok ich ławy właściciela karczmy, zapłacił za wino, spojrzał dobrotliwie na Judasza i wyszedł. Judasz został sam.
Mijały kolejne dni. Judasz coraz częściej znajdował okazje, aby być z dala od Jezusa i reszty uczniów. Chodził wtedy po zatłoczonych ulicach Jerozolimy rozmyślając nad planem faryzeusza: „Jezus, królem a ja? Przecież Jezus ma zaufanie do mnie. Zaufał mi i to w tym, co najważniejsze w życiu, powierzając swoje pieniądze właśnie mnie, Judaszowi.”
Chociaż Judaszowi wydawało się, że jest sam, to jednak nie był sam. Pozostała z nim idea Królestwa, w którym on będzie miał swoje miejsce. Przecież nic się nie stanie, jeżeli pomoże w sprawdzeniu Jezusa na zorganizowaną debatę z Sanhedrynem! Jeżeli Jezus jest naprawdę Synem Bożym, to dzięki jego - Judaszowej - pomocy przekonają się o tym faryzeusze. Wtedy Jezus i oni będą mu wdzięczni za wszystko!
Chociaż myśl o tym, co mówił „miły faryzeusz” nie opuszczała Judasza, powoli wracał spokój do jego serca. Wrócił do grona uczniów i towarzyszył Jezusowi w Jego podróży do Galilei. Był w Nain, gdy Jezus przywrócił życie synowi ubogiej wdowy. Był w Sychem przy Jakubowej Studni, gdy Jezus nawracał Samarię. Był z Jezusem i nie wyobrażał sobie, aby mogło być inaczej.
Kiedy Jezus wjeżdżał do Jerozolimy, a tłum wołał „Hosanna, Hosanna Synowi Dawida” mogło się wydawać, że już nie potrzeba debaty, sprawdzianu. I wtedy Jezus odrzucił koronę! On nie chciał być królem!
To była tragedii nie tylko dla Judasza, ale i dla wielu z uczniów Jezusa. Więc po co te wszystkie Jego cuda i mowy? Po co nasze wyrzeczenia? Po co ten cały „marsz do Jerozolimy”? On, Judasz, ma nadal pozostać żebrakiem!
Diabeł ze swoją pokusą czekał cierpliwie i teraz znalazł czas dla Judasza: „Idź, masz szansę, idź i dogadaj się z Wysoką Radą. Idź, idź, idź…”
I poszedł człowiek o imieniu Judasz, by stać się zdrajcą i dostać kohortę oraz trzydzieści srebrników, które miały mu zapewnić lepsze życie.
Później była Ostatnia Wieczerza i ten dziwny dialog:
Jezus spojrzał na nich i powiedział:
- Jeden z was mnie zdradzi.
I wszyscy po kolei pytali:
- Czy to nie ja Rabbi?
I tylko raz, gdy pytał Judasz odpowiedział Jezus:
- Tak jest, ty…
Ale nikt tego nie zrozumiał, nie zrozumiał nawet Judasz!
- Czy to nie ja Rabbi?
- Tak jest ty!
Nie rozumiał, nie rozumieli nawet wtedy, kiedy podał mu umoczony kawałek chleba i powiedział:
- Co chcesz czyń, czyń co prędzej.
Nie rozumiał Judasz, bo myśl, pokusa „to ja się liczę, to moje życie się liczy!” zawładnęła sercem człowieka. Judaszu, Judaszu… Judaszu.
Wtedy Judasz wstał i wyszedł. I napisze św. Jan w Ewangelii: „A była noc”. Taka jest prawda, w sercu człowieka zawsze jest noc, kiedy zdradza Boga i drugiego człowieka.
Później Ogród Oliwny, rozświetlony krwawym blaskiem płonących pochodni. Stanęli naprzeciwko siebie Jezus i Judasz. Ale ich spojrzenia, tam w Ogrodzie Oliwnym, już się nie spotkały. Wzrok Judasza błądził gdzieś w ciemności, by musnąć skroni Jezusa obficie zalanych krwawym, gdy wyrzekł „Witaj Mistrzu”. Po czym pocałunek i Jezusowe: „Judaszu pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego?”
To rzekłszy Jezus patrzył na Judasza swymi kochającymi oczami, które - tak jak w czasie ich pierwszego spotkania - wołały: „Pójdź za mną.”
A co było dalej? Ponoć sakiewka z trzydziestoma srebrnikami paliła bok Judasza, tak bardzo, że obudziła go z omdlenia, gdy leżał nieopodal miejsca, gdzie modlił się Jezus i gdzie Jezusowy krwawy pot wsiąkał w ziemię.
I zataczając się w rozpaczy Judasz poszedł do miasta, do Jerozolimy. A tam tłum krzyczał: „UKRZYŻUJ! UKRZYŻUJ!”
Później Piłat powiedział: „ECCE HOMO” – Oto człowiek!
A Jezus patrzył spod cierniowej korony swoim kochającym wzrokiem na przepojony nienawiścią tłum skandujący imię Barabasza. Piłat umył ręce i rzekł:
- Na krzyż…
Jeruzalem! O, miasto na rozstaju dróg!
I stał Judasz z sakiewką piękniejszego, lepszego życia w ręku. I stał Jezus z krzyżem czyjegoś grzechu na ramionach. I poszedł Jezus na Golgotę, a Judasz poszedł do „miłego faryzeusza”, rzucił krwawe pieniądze i rzekł:
- Zgrzeszyłem wydawszy krew niewinną.
Ponoć ten „miły faryzeusz” miał powiedzieć:
- Co nas to obchodzi, to twoja sprawa.
Później była tylko rozpacz, płacz, wszechobecne zwątpienie, samotne drzewo i sznur…
Tak rozpoczęła się Męka naszego Pana, Jezusa Chrystusa, umęczonego pod Poncjuszem Piłatem dla naszego zbawienia.
A zaczęło się tak niewinnie i tak radośnie. Przecież Judasz chciał tylko coś osiągnąć w swoim życiu. Być kimś, być wolnym do szaleństwa, być wolnym bez granic.
Dlaczego Judaszu? Dlaczego? Czy to prawda Judaszu, że bliskość Jezusa, jakiejś doświadczał, zniewalała ciebie?
Bracie Judaszu! Najpierw spotkałeś Jezusa i byłeś szczęśliwy z tego spotkania. Z radosną miłością wypełniającą twe życie odpowiedziałeś na Jego: „Pójdź za mną.” I poszedłeś.
Bracie Judaszu! Ileż to razy spotkaliśmy w naszym życiu Jezusa? Jaka była nasza radość z tego spotkania. Pamiętasz? Pierwsza choć nieudolna spowiedź z wymyśloną przez mamę listą grzechów? Zatopiona w bieli niewinności pierwszokomunijnej sukni Eucharystia? Bierzmowanie, wyrażone w dotyku twojej, Panie, ręki mojego policzka. Małżeńskie spotkanie z Tobą o Panie, w stule oplatającej nasze ręce, w miłości która, ma trwać na dobre i na złe.
Bracie Judaszu, czy słyszysz? Jak bardzo byliśmy szczęśliwi z tobą, o Panie,
Wybacz, o Panie! Wybacz nasze marne dni, jeden podobny do drugiego, kiedy nie widzimy Ciebie, chociaż Ty wiernie idziesz obok nas. Wybacz, o Panie, naszą pychę, kiedy oddajemy się pokusie budowania królestwa naszego zbawienia na własną rękę. Wybacz, o Panie, kiedy moda na postmodernizm przewraca nasze wartości, czyniąc z tego, co złe, dobre, a z dobrego złe.
Bracie Judaszu! Proszę, odwróć swój wzrok od samotnego drzewa, wypuść z ręki wisielca sznur. Bracie Judaszu, spójrz na Golgotę. Czy słyszysz, co On mówi? „Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą co czynią”.
Bracie i siostro, takie jest nasze spotkanie pasyjne z Panem w Ogrodzie Oliwnym, do którego przyprowadził nas Judasz.
Nie zatrzymujmy się na wizerunku Judasza, patrzmy na Jezusa! W Ogrodzie Judasz był zaskoczony widokiem krwawego potu swojego Mistrza z Nazaretu. My zaś, dopóki będziemy rozumieli sens Jezusowego pytania z Ogrodu Oliwnego „Przyjacielu po coś przyszedł?”, będziemy kimś innym niż Judasz. Będzie tak, dopóki będziemy umieli spojrzeć na Golgotę i krzyż i razem z łotrem odpowiemy na Jezusowe pytanie z Ogrodu Oliwnego: „Panie, wspomnij na mnie jak będziesz w raju”. A wtedy wypełnią się słowa Proroka Izajasza: „I choćby grzechy wasze były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją.” (Iz 3,5).
Zastanów się jeszcze raz nad losem Judasza. Tego dziś chce od ciebie Chrystus. Pragnie tego dla ciebie tylko po to, byś w całej potędze zła, jakie może spaść na ciebie, nigdy nie powiedział: „Płakałem, ale zwątpiłem.”
I jeszcze jedno. Pamiętajmy, że w chwili naszego złego zamiaru zaczyna się Chrystusowa Męka.