Świat według werbistów

BLOG

Dwie paczki herbatników

W drugą niedzielę Wielkanocy wraz z o. Michaelem O’Donovanem SVD uczestniczyłem we Mszy św. w więzieniu w Bomana. Celebrowaliśmy Mszę św. pod małym zadaszeniem z grupą około 45 więźniów. W oddali widzieliśmy zielone wzgórza otaczające Port Moresby, nieco bliżej spokojną taflę małego stawu rybnego, a tuż obok nas znajdowały się niewielkie działki warzywne i sporo kolorowych kwiatów. Gdyby nie te wszechobecne wysokie płoty i druty kolczaste, można by odnieść wrażenie, że znaleźliśmy się w całkiem przyjemnym zakątku ziemi.

Warto spróbować posiedzieć razem

Ludzie rzadko pozostają w domach, a większość czasu są na zewnątrz. To jednak nie to samo co piknik, bo niekoniecznie muszą mieć z sobą coś do jedzenia czy do picia. Wystarczy tylko buai i już można siedzieć razem. Czasami ktoś przygrywa na gitarze. Jest to tzw. gutpela sindaun, co w języku pisin oznacza nie tylko wygodne siedzenie, ale także wspólne, szczęśliwe i błogie spędzanie czasu, coś w rodzaju największej wymarzonej ludzkiej rozkoszy.

Zróbcie mu miejsce

Boże Ciało to coraz częściej święto obojętności. Coraz więcej ludzi idzie raczej na spacer, niż na procesję uwielbienia Trójjedynego Boga, który zechciał być obecnym wśród nas.

I cóż z tym zrobić? Stary misjonarz by powiedział: „Musimy siać, choć grunta nasze marne”. Średni wiekowo misjonarz powie: „trzeba głosić Słowo”. A młody? Młody by powiedział, że trzeba ewangelizować, czyli iść do tych, którzy poszli na spacer i zastosować metodę szkoły nowej ewangelizacji. Pewnie każdy z nich ma część racji. Gdy będzie czynił to, co uważa za słuszne, nie będzie w błędzie.

Misja w cieniu wojny (część 7)

Zaraz po mszy św. następuje wystawienie Najświętszego Sakramentu, gdzie wszyscy modlą się o zakończenie wojny i o nastanie pokoju. Klękam obok Wojciecha. Po chwili wręcza mi modlitewnik i szepce.

– Poprowadź litanię i pobłogosław na koniec, bo ja muszę już jechać do miasta i odebrać zamówiony towar – oznajmia.

Wystraszony chcę się bronić, że jak?! Przecież nie dam rady tego zrobić w języku ukraińskim. On z uśmiechem pokazuje okładkę, którą doskonale rozpoznaję nie tylko po tytule: „Agenda Liturgiczna - diecezja opolska”.

Weź ten krzyż!

Tendencja posiadania bardzo mocno wgryzła się w naszą mentalność. Bardzo trudno ludziom zrezygnować z różnych rzeczy, w których upatrujemy zbawienie. Z tego powodu chrześcijaństwo w świecie konsumpcyjnym nie będzie atrakcyjne. Wprost przeciwnie – będzie zwalczane, świadomie lub podświadomie. No bo kto będzie chciał na serio potraktować Jezusową zasadę: “Kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze swój krzyż i niech Mnie naśladuje”(Mt 16,21-27).

Misja w cieniu wojny (część 6)

Do Strugi przyjeżdżamy około południa, 16 maja. Wita nas proboszcz, o. Adam Kruczyński SVD. Po misjach w Papui-Nowej Gwinei, gdzie przepracował 15 lat, po pokonaniu problemów zdrowotnych, w 1999 roku trafia na misję w Ukrainie. Przyjeżdża tam jako trzeci z kolei werbista. Jest osiem lat po odzyskaniu niepodległości przez to państwo. To ważny czas, kiedy wielu księży z Polski przyjeżdżało na Ukrainę. Próbowano odnowić struktury kościelne, które w czasach głębokiej komuny były prawie doszczętnie zniszczone.

Gościnność, która przemienia serce

Po deszczu dalsza podróż główną drogą stała się niemożliwa, bo nie było na niej mostów i utworzyły się przynajmniej dwie wielkie rzeki. Musiałem zatem szukać bocznych ścieżek, aby ominąć miejsca niemożliwe do przeprawy. Zastała mnie noc, a do tego mój motocykl zaczął szwankować. Po ciemku udało mi się go dopchać do małej wioski Nangbong. Dalsza podróż stała się niemożliwa o tej porze. Zatrzymałem się przy najbliższym domu wioski, ale zaraz zaprowadzono mnie nieco dalej, do zagrody wodza wioski

Misja w cieniu wojny (część 5)

– Na początku przyjeżdżałyśmy tu z Polski na trzy miesiące. Po nich była zmiana i przyjeżdżała kolejna grupa – wyjaśnia s. Daria Skowalczyńska SVD, misjonarka w Wierzbowcu na Ukrainie. – Co wtorek lub środę ks. Nagorny rozwoził nas po wioskach. Każdą zostawiał w innej miejscowości. Warunki były naprawdę skromne. Nie rozpakowywałyśmy nawet walizek, bo nie było gdzie. Zostawałyśmy na miejscu aż do niedzieli. Tutaj w Wierzbowcu zawsze koło kościoła kręciły się dzieci, próbowałyśmy je zebrać, organizowałyśmy im katechezę.