Świat według werbistów

BLOG

Misja w cieniu wojny (część 7)

Zaraz po mszy św. następuje wystawienie Najświętszego Sakramentu, gdzie wszyscy modlą się o zakończenie wojny i o nastanie pokoju. Klękam obok Wojciecha. Po chwili wręcza mi modlitewnik i szepce.

– Poprowadź litanię i pobłogosław na koniec, bo ja muszę już jechać do miasta i odebrać zamówiony towar – oznajmia.

Wystraszony chcę się bronić, że jak?! Przecież nie dam rady tego zrobić w języku ukraińskim. On z uśmiechem pokazuje okładkę, którą doskonale rozpoznaję nie tylko po tytule: „Agenda Liturgiczna - diecezja opolska”.

Weź ten krzyż!

Tendencja posiadania bardzo mocno wgryzła się w naszą mentalność. Bardzo trudno ludziom zrezygnować z różnych rzeczy, w których upatrujemy zbawienie. Z tego powodu chrześcijaństwo w świecie konsumpcyjnym nie będzie atrakcyjne. Wprost przeciwnie – będzie zwalczane, świadomie lub podświadomie. No bo kto będzie chciał na serio potraktować Jezusową zasadę: “Kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze swój krzyż i niech Mnie naśladuje”(Mt 16,21-27).

Misja w cieniu wojny (część 6)

Do Strugi przyjeżdżamy około południa, 16 maja. Wita nas proboszcz, o. Adam Kruczyński SVD. Po misjach w Papui-Nowej Gwinei, gdzie przepracował 15 lat, po pokonaniu problemów zdrowotnych, w 1999 roku trafia na misję w Ukrainie. Przyjeżdża tam jako trzeci z kolei werbista. Jest osiem lat po odzyskaniu niepodległości przez to państwo. To ważny czas, kiedy wielu księży z Polski przyjeżdżało na Ukrainę. Próbowano odnowić struktury kościelne, które w czasach głębokiej komuny były prawie doszczętnie zniszczone.

Gościnność, która przemienia serce

Po deszczu dalsza podróż główną drogą stała się niemożliwa, bo nie było na niej mostów i utworzyły się przynajmniej dwie wielkie rzeki. Musiałem zatem szukać bocznych ścieżek, aby ominąć miejsca niemożliwe do przeprawy. Zastała mnie noc, a do tego mój motocykl zaczął szwankować. Po ciemku udało mi się go dopchać do małej wioski Nangbong. Dalsza podróż stała się niemożliwa o tej porze. Zatrzymałem się przy najbliższym domu wioski, ale zaraz zaprowadzono mnie nieco dalej, do zagrody wodza wioski

Misja w cieniu wojny (część 5)

– Na początku przyjeżdżałyśmy tu z Polski na trzy miesiące. Po nich była zmiana i przyjeżdżała kolejna grupa – wyjaśnia s. Daria Skowalczyńska SVD, misjonarka w Wierzbowcu na Ukrainie. – Co wtorek lub środę ks. Nagorny rozwoził nas po wioskach. Każdą zostawiał w innej miejscowości. Warunki były naprawdę skromne. Nie rozpakowywałyśmy nawet walizek, bo nie było gdzie. Zostawałyśmy na miejscu aż do niedzieli. Tutaj w Wierzbowcu zawsze koło kościoła kręciły się dzieci, próbowałyśmy je zebrać, organizowałyśmy im katechezę.

Zwykły posiłek, który zbliża 

Jednym z bardzo istotnych aspektów życia na misjach jest spotkanie z nowymi potrawami i przestawienie się na całkiem inną dietę. Być może jest to jedna z najtrudniejszych barier do pokonania, a zarazem jedna z najistotniejszych. Jeśli ktoś tej bariery nie pokona, to raczej nigdy nie będzie się czuł w pełni u siebie w kraju przeznaczenia misyjnego. Właśnie przestawienie się na nowe jedzenie jest jednym z wyznaczników, że ktoś się odnalazł w swojej nowej ojczyźnie i wśród nowych ludzi.

Przeżywać życie szczęśliwie

Przez dwa miesiące na przełomie 2023 i 2024 roku mieszkałem w wiosce Kunjingini. Tu mogłem zobaczyć, że nawet w XXI wieku, ludzie wciąż żyją bez dostępu do podstawowych osiągnąć technicznych. Nie mają tu elektryczności, wodę czerpią z rzeki Amaku albo gromadzą deszczówkę z trawiastych dachów, tzw. morata. Żywią się tym, co urośnie na ich poletkach, które wdzięcznie nazywają ogrodami. Nie widziałem zapasów w ich domostwach.

Każdy może być iskrą

Pewnego deszczowego poranka na misję w Kunjingini przyszedł młody człowiek. Tego poranka byłem sam na parafii, bo proboszcz i wikary pojechali na spotkanie z jedną ze wspólnot katolickich w wiosce Kpanjoma. Młody człowiek przyszedł, bo pragnął przystąpić do sakramentu pojednania. Przeszedł długą drogę w deszczu, na pieszo. Nosił imię jednego z mędrców, którzy podjęli długą drogę poszukiwania, aby odnaleźć i złożyć hołd nowonarodzonemu Królowi w Betlejem.