Właśnie pochowałem młodą, 35-letnią kobietę i matkę dwojga dzieci. W przeciągu zaledwie dwóch lat pochowałem w jednej rodzinie wszystkie dzieci, dwoje młodych mężczyzn i dwie młode kobiety. Zmarli na powikłania wirusem AIDS. Rodźcie nie potrafili już płakać, chyb wyczerpał się zasób łez. Podszedłem do matki, kobieta około 58 lat. Nie wiedziałem co powiedzieć, nie umiałem spojrzeć jej w oczy, nie potrafiłem wzbudzić iskierki wiary i nadziei. Moja wiara „umierała” w obliczu doświadczenia epidemii HIV / AIDS. Uścisnąłem dłoń mężczyźnie, ojcu rodziny, i w milczeniu wróciłem na misję.
Kryzys wiary - błogosławieństwo czy przekleństwo? Odpowiadam sobie: błogosławieństwo dla tych, którzy „trwają do końca przy Bogu”. Krzyż i cierpienie dla tych, którzy rezygnują, odchodzą od Chrystusa i wybierają „świat”, aby tam szukać sensu życia. A Chrystus mówi: „kto wytrwa do końca” (Mt 24,13) otrzyma zbawienie. Innymi słowy, człowiek nie znajdzie sensu życia bez rzeczywistości zbawienia, w której już uczestniczy poprzez wiarę (J 11,25).
Niedzielne popołudnie, wsiadłem na rower i pojechałem do znajomych. Sąsiednia wioska, około 7 km od misji. Siedzieliśmy pod drzewami i dyskutowaliśmy o wszystkim i niczym.
- Co dzieje się u twoich sąsiadów? – zapytałem obserwując ruch ludzi.
- Ktoś umarł – padła szybka odpowiedź – albo umiera.
Znowu AIDS, pierwsza myśl.
– Pójdę zobaczyć – odpowiedziałem. Wziąłem rower i pożegnałem się.
Stanąłem w bramie sąsiadów i chwilę rozglądałem się wokoło. Typowy obrazek lokalnej zagrody. Kilka okrągłych domków, pokrytych trawą, jeden dla rodziców, inne dla dorosłych dzieci. W cieniu drzew siedziało kilku mężczyzn, którzy ożywionym głosem dyskutowali na jakiś temat. Nieco dalej grupa kobiet gotowała coś w dużych żeliwnych garnkach ustawionych na ognisku. Nieopodal bawiły się dzieci.
- Ty jesteś pasterzem?
Starszy mężczyzna ubrany w czary garnitur, białą koszulę i czarny krawat zbliżył się do mnie. W ręku trzymał Biblię.
- Tak, jestem księdzem, misjonarzem w Kościele Katolickim – odpowiedziałem.
- I ty uczysz o Bogu, który jest Panem nieba i ziemi?
Podsunął Biblię do mej twarzy, wręcz dotykała mego nosa.
- Tak, tego ich uczę – opowiedziałem raczej niepewnym głosem.
- Okłamujesz ich!
Milczałem, nie byłem pewien, co chciał przez to powiedzieć. Po chwili dodał:
- To ciemność, Szatan, przejęła władzę i króluje nad światem.
Zaniepokoił mnie ton jego głosu i pewność siebie. Nic nie odpowiedziałem.
- Pokażę ci, kto obecnie króluje. - Złapał mnie za rękę i wręcz siłą poprowadził do jednego z małych okrągłych domków. – Ciemność, zło i śmierć przejęły całkowitą władzę - powtarzał. Otworzył drzwi i pchnął mnie do środka i po czym je zatrzasnął.
Przez chwilę widziałem tylko ciemność. Moje oczy powoli przyzwyczajały się do panującego mroku. Zaledwie kilka promieni światła wpadało do środka przez jedno małe okrągłe okienko. Rozpoznałem kształty łóżka i coś przykrytego pod kocem. Pod ścianą siedziały trzy starsze kobiety. Skłoniłem głowę i bez słowa usiadłem na łóżku. Rozpoznałem twarz młodej kobiety. Kelatlegile, 35-letnia kobieta, matka trójki dzieci, dowiedziałem się później. Patrzyłem w jej oczy. I to przerażające doświadczanie - nie było tam życia. Umierała na komplikacje wirusa AIDS.
Delikatnie podniosłem jej ciało, totalny szkielet, i przytuliłem do siebie. Jej głowa spoczywała na moim ramieniu, nie miała sił utrzymać jej prosto. Czułem jej nieregularny oddech.
- Gdzie jesteś? – moje oczy utkwiły na ciemnym punkcie na ścianie. – Gdzie jesteś Boże?
Logika szukała odpowiedzi, a serce pogrążyło się niepewności. Cisza. Tylko cisza. Żadnej odpowiedzi.
- Powiedz, gdzie jesteś – czułem ciężki oddech Kelatlegile. – Powiedz, gdzie jesteś teraz, kiedy twoje dziecko umiera. Ona ma życie przez sobą, ma małe dzieci aby się nimi opiekować. Dlaczego pozwalasz, aby zło i śmierć rządziły światem?
Cisza. Bóg milczał. Minęła długa chwila bez słów, bez jakichkolwiek gestów komunikacji. Logika była gotowa do walki, chciała wręcz krzyczeć.
- Ja jestem – cichy, delikatny, a zarazem zdecydowany głos odpowiedział. Po czym dodał. – Ja jestem i ty mnie nie dostrzegasz, ty który uczysz ludzi o mojej miłości i królestwie.
Krople łez płynęły po moich policzkach. Kelatlegile oddychała bardziej rytmicznie, jakby życie raz jeszcze w niej się narodziło.
- Ja byłem tutaj przed tobą, jestem teraz i będę do końca – po chwili dodał głos. - Nie boj się o Kelatlegile, niosę ja na moich ramionach. Wkrótce będzie tam, gdzie nie ma zła, ciemności i śmierci.
Mocniej przytuliłem jej ciało. Po czym delikatnie położyłem na łóżku i przykryłem kocem. Ukłoniłem się starszym kobietom i bez słowa wyszedłem. Automatycznie przymknąłem oczy przed promieniami słońca.
Starszy mężczyzna był już przy mnie. Ponownie pouczyłem jego Biblię tuż przy nosie. Nasze spojrzenia spotkały się w milczeniu. Minęła chwila, skłonił głowę, przytulił Biblie do piersi i bez słowa odszedł.
Kelatlegile zmarła kilka dni później. Nie byłem na pogrzebie, wyjechałem do wiosek misyjnych. Po powrocie poszedłem na cmentarz, stanąłem nad jej grobem. Serce płonęło ciepłem i światłem wiary. Wiedziałem i wierzyłem, że nie była sama.
Kryzys wiary to ciemność i zwątpienie. To doświadczenie buntu i wielu pytań. To proces wzrastania. Dopóki jesteśmy tego świadomi i ciągle idziemy z Chrystusem, dopóty żyjemy i dojrzewamy. Umieramy dla jednej „wizji” i doświadczenia wiary, aby pozwolić wyprowadzić się Miłości Boga na „głębsze wody” (Łk 5,4).