We wrześniu 2022 roku w Jarocinie miało miejsce odsłonięcie tablicy upamiętniającej ludzi zaangażowanych w redagowanie, drukowanie i kolportaż konspiracyjnej gazety „Dla Ciebie, Polsko!”. Na wspomnianej uroczystości była obecna rodzina brata Grzegorza Frąckowiaka SVD. Jedna z uczestniczek, bratanica naszego błogosławionego, dziś osoba już leciwa, pamięta jego śluby wieczyste w Górnej Grupie. Krótką relację z tamtego wydarzenia można przeczytać w listopadowym numerze zeszłorocznego „Misjonarza”.
Jeden z uczestników tamtych uroczystości, wnuk uratowanego brata naszego błogosławionego, pan Witold, w dzień 80-tej rocznicy męczeństwa brata Grzegorza napisał do chludowskiej wspólnoty, że organizowana jest rodzinna pielgrzymka do Drezna i jest jeszcze jedno wolne miejsce. Grzechem by było nie skorzystać z takiej możliwości. W ten sposób w pielgrzymce uczestniczył członek tej drugiej rodziny ich znamienitego krewnego, rodziny zakonnej.
Podczas podróży okazało się, że pan Witold ma bardzo silne więzy duchowe z błogosławionym bratem Grzegorzem. Opowiedział ciekawe świadectwo. Pamięć brata Grzegorza jest bardzo żywa w całej jego rodzinie. Pieczołowicie zachowują oni pamiątki po nim, czcząc je jak relikwie. Bardzo ważny dla nich był proces beatyfikacyjny, w którym chętnie współpracowali. Rodzina brata Grzegorza była oczywiście obecna na mszy beatyfikacyjnej w Warszawie w 1999 roku.
Z czasem okazało się, że dla pana Witolda Pan Bóg przygotował szczególne zadanie. W czasie podróży do Drezna opowiedział, jak doszło do tego, że z szeregowego członka rodziny błogosławionego, stał się żarliwym propagatorem Jego kultu.
Otóż, już od końca lat 90-tych pracował sezonowo w Niemczech i niejednokrotnie przejeżdżał obok Drezna. W pewnym momencie zapragnął jakoś uczcić pamięć błogosławionego brata Grzegorza. Był to rok 2003. Ponieważ miejsce pochówku naszego współbrata nie jest znane, więc pan Witold postanowił zatrzymać się po prostu na parkingu na obwodnicy Drezna i tam postawić świecę. Niestety, choć tak na prawdę na szczęście, nie znalazł odpowiedniego parkingu. W związku z tym, wjechał do miasta w nadziei, że trafi na jakiś cmentarz. Nie udało mu się to. Dojechał do samego centrum i zobaczył katedrę. Wszedł do niej i szukał miejsca, gdzie można by postawić znicz. To też nie było do końca łatwe. Ale w końcu zobaczył jakiś boczny ołtarz. Jakie było jego zdziwienie, gdy zdał sobie sprawę, że jest to ołtarz męczenników drezdeńskich, i że jest tam również podobizna brata Grzegorza. Nagle poczuł, że to jak gdyby sam brat Grzegorz przyprowadził go do tego miejsca. Z oczu popłynęły mu łzy! „To było mocniejsze niż msza beatyfikacyjna!” – wyznał wszystkim uczestnikom pielgrzymki.
Cela śmierci, w której więźniowie pisali ostatni listy do rodziny (fot. Dariusz Pielak SVD)
Gdy nasza grupa przybyła do Drezna pierwsze kroki skierowaliśmy w stronę Uniwersytetu Technicznego. To tu znajdowało się więzienie hitlerowskie, w którym ostatni czas swojego życia spędził br. Grzegorz. W okazałym budynku jest część wydzielona na muzeum tamtych strasznych lat. Zachowano przede wszystkim wąskie cele śmierci, w których skazani pisali swoje ostatnie listy do rodzin. Taki list napisał również brat Grzegorz.
W jednej z cel specjalnie podświetlono rozkładany stolik i rozkładaną półkę, na której siedzieli więźniowie. Skazanym dawano możliwość spowiedzi i przyjęcia Komunii Świętej. Następnie wyprowadzano ich na dziedziniec, gdzie stała gilotyna. Władze sądowe z wielką skrupulatnością notowały godziny egzekucji. Brat Grzegorz zginął 5 maja 1943 roku o godzinie 18.15.
Więcej o bł. Grzegorzu Frąckowiaku SVD
W tym samym więzieniu wykonano wyroki na gostyńskim „Czarnym Legionie” i na „Poznańskiej Piątce”. Ci ostatni to pięciu byłych wychowanków salezjańskich. Przed śmiercią zaczęli śpiewać pieśni religijne. To nie spodobało się jednemu ze strażników, który zaczął krzyczeć: „Nie śpiewać! To jest zabronione!”. Mój Boże! Co może być zabronione na 10 minut przed śmiercią?! Właśnie dobiegała końca władza oprawcy. Oni szli do Pana Nieba i Ziemi! Dokąd poszedł on? „Czarny Legion” i „Poznańska Piątka” mają swoje groby na cmentarzu katolickim.
Odwiedziliśmy to miejsce. Natomiast miejsce pochówku br. Grzegorza nie jest znane. Pan Witold podejrzewa, że ciało być może zostało wywiezione do instytutu medycznego w Lipsku. Ciała były potrzebne dla zajęć praktycznych ze studentami, a czaszki często dla pseudonaukowych nazistowskich badań, polegających na precyzyjnych pomiarach ich kształtu, co miało posłużyć jako dowód wyższości rasy aryjskiej.
Nasza pielgrzymka zakończyła się tam, gdzie rozpoczęła się misja pana Witolda, czyli w katedrze. Daremnie jednak szukaliśmy ołtarza, przed którym rozpłakał się pan Witold. Swoją drogą ołtarz ten powstał w dużej mierze dzięki inicjatywie śp. o. Eugeniusza Śliwki SVD i przy żywej współpracy o. Wojciecha Grzymisławskiego SVD, który posługiwał wtedy w werbistowskiej parafii w Dreźnie. Ołtarz ponoć nie spodobał się konserwatorowi zabytków i został usunięty. Pozostawiono tylko skromną planszę z fotografiami i imionami błogosławionych męczenników.
Ta pielgrzymka uświadomiła mi, jak żywym przeżyciem może być spotkanie z naszymi błogosławionymi i naszą historią oraz, że spada na nas odpowiedzialność, żeby tę pamięć kultywować.