Świat według werbistów

BLOG

Bądź wytrwały
Fot. Lukas Seitz (unsplash.com)

Bądź wytrwały

To prawda, tak się świat rozkręcił, że wszystko ma być naraz i zaraz. A jak się udaje coś szybko, no to natychmiast jest coś następnego. Dzieło za dziełem, plan za planem, przeżycie za przeżyciem, myśl za myślą, pragnienie za pragnieniem.

Choć „taki jest świat”, to jednak nie możemy zapomnieć, że sami ten świat tworzymy, kręcąc sobie pejcz na własne plecy. To tak jak z tym górnikiem, który jeździł po placu z pustą taczką, bo „tak wyśrubowali normę, że nie ma czasu ładować”.

Wszystko jest coraz szybciej i szybciej. Tymczasem są takie rzeczy, które mają swój czas i czasu potrzebują. Tak jest między innymi z ewangelizacją, z działaniem misyjnym. Tu akurat ruch jednostajnie przyspieszony za nic w świecie się nie sprawdza. Tu więcej do powiedzenia ma doświadczenie rolnika lub ogrodnika, którzy wiedzą, że trzeba umieć czekać, z pewnością nie bezczynnie, a przyroda uczy nas „mieć czas”.

Cóż jednak zrobić z tym pośpiechem, z tą powszechną gonitwą? Nieraz bardzo świadomie trzeba dać sobie na wstrzymanie, bo życie będzie się toczyć „po łepkach”. A przecież, od samego początku uczyli nas w klasztorze, aby sprawy przemyśleć i najpierw polecić Panu Bogu, zanim się zakasze rękawy.

Jedna z myśli św. o. Arnolda bardzo pasuje do całości: „Bądź wytrwały – Bóg nie spóźnia się z łaską”. I jeszcze jedna: „Oddaj Bogu swoje plany, a On da ci pokój serca”.

Ostatnio odwiedziłem w domu opieki w Bristolu chłopaka z Węgier. Przyjechał zarobić i dorobił się kalectwa. Popchnięty przez młodych ludzi upadł i głową uderzył o chodnik. To był koniec jego kariery. A zapowiadało się wspaniale – inżynier elektryk, z dobrym angielskim. Po upadku – nic, ani słowa! Matka przyjechała z Węgier i się nim opiekuje.

Kiedyś przyszła i poprosiła, aby Atilla ochrzcić. Wiadomo – komunizm! Ochrzciłem. go, otrzymał bierzmowanie. A matka z uporem pracowała nad nim godzinami i... się modliła!

Po siedmiu latach, pewnego popołudnia, Atilla powiedział po węgiersku: „Mamo, chce mi się jeść!”. Wszyscy zdębieli! Powoli przygotowaliśmy go do Komunii św., przyjął Pana Jezusa i się rozpłakał... Nie powiem, też mi się chciało ryczeć, z podziwu dla wytrwałości matki, która swoją cierpliwą miłością wyprosiła, może wprost „wymusiła” na Panu Bogu, łaskę odzyskania świadomości u swego syna. Nikt nie dawał mu żadnych szans. A jednak to prawda, że Pan Bóg nie spóźnia się ze swoją łaską.

arrows02 Henryk Kałuża SVD