Świat według werbistów

BLOG

Chcę do domu
Fot. Ben Frieden (pixabay.com)

Chcę do domu

Z dzieciństwa kołatają się wspomnienia, kiedy z najbliższymi byliśmy gdzieś i coś nam nie podeszło, nagle rozlegał się płaczliwy głos: „ja chcę do domu!”. Najczęściej był to sygnał, że atmosfera nie przypadła nam do gustu. Głupia sytuacja, przecież dopiero co przyszliśmy. Co najmniej afront, który należało jak najszybciej obrócić w żart i przejść do innego tematu.

Co najczęściej było powodem takiego niezbyt przyjemnego wydarzenia? Może ów bardzo młody delikwent nie chciał iść w odwiedziny? Może nie lubił tych, do których go zaprowadzono? Może po prostu nie było się z kim bawić? Najczęściej zaś chodziło o to, że nikt na niego nie zwracał uwagi.

Jakie zwykle były następstwa tego rodzaju sytuacji? Najprostsze wyjście to uśmiech. Inne to przytulenie matki. Trzecie wyjście to poświęcenie czasu. Psychologia dzieci i młodzieży zna wiele tego rodzaju zachowań. Ogólnie jednak można zaryzykować stwierdzenie, że chodzi o jedno – o pewien brak poczucia bezpieczeństwa.

Spróbujmy teraz przenieść się na nieco inną (może równoległą?) płaszczyznę. Wszyscy wiemy, że na naszej jeszcze pięknej, kolorowej planecie wszyscy jesteśmy tylko czasowo. Pojawiamy się na niej, bardziej lub mniej chciani, żyjemy jakiś czas i pewnego dnia odjeżdżamy. No tak, ale dokąd? I tu zaczyna się problem. Dla jednych jest tylko jedna odpowiedź: „nie wiem”. Dla innych jeszcze prostsza: „donikąd”. Zaś dla wierzących wszystko zaczyna się od nowa.

Gdy człowiek starszy, to zaczyna być podobnym do zagubionego dziecka. W jego świadomości pojawia się stwierdzenie: „Ja chcę do domu!”. W takiej sytuacji warto wrócić do wniebowstąpienia Pana Jezusa. O tym fakcie, już podczas ostatniej wieczerzy z uczniami, Jezus mówi bardzo wyraźnie:

„Niech się nie trwoży serce wasze, ani się lęka! Wierzycie w Boga? i we Mnie wierzcie! W domu Ojca mojego jest mieszkań wiele. Idę przygotować wam miejsce. A gdy przygotuję wam miejsce przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście byli tam gdzie Ja jestem” (J 14, 1-3).

Wniebowstąpienie Jezusa, wniebowzięcie Maryi, każde odejście człowieka z tej ziemi, to wielka nauka, a przede wszystkim świadomość, że to nie ziemia jest naszym ostatecznym przeznaczeniem. To tylko namiot rozbity w bardziej lub mniej atrakcyjnym miejscu i krótki epizod w człowieczej egzystencji. Czy można się przykleić do tego namiotu? I to jeszcze jak! Ale czy to ma jakiś sens? Dla „tu i teraz” może i ma, ale dla „tam i potem” już nie bardzo. Dlatego w całej tej perspektywie warto sobie postawić proste pytanie: „czy chcę do domu?”.

Ojciec Arnold Janssen w pewnej chwili napisał do współbrata: „Żyj tak, jakbyś za chwilę miał stąd odejść. I żebyś wtedy niczego nie żałował!”. No to co, chcesz iść do domu, który przygotował Ojciec, a urządził Jezus? A może jednak wolisz swój dziurawy namiot?

 Henryk Kałuża SVD