Czym jest dynamit każdy z nas wie, choć z pewnością nie każdy chciałby bezpośrednio doświadczyć siły jego działania. Ma w sobie moc! Może ona być w pewnym znaczeniu konstruktywna, ale częściej jest destruktywna. Zwłaszcza kiedy obserwujemy na żywym obrazie, co taka siła może uczynić, jeśli wymknie się spod kontroli, albo też jeśli się ją uruchomi w celu zniszczenia.
Mniejsza o moc negatywną, choć przecież bolesną. Spróbujmy pomyśleć o energii pozytywnej. Tak właściwie to każdy z nas ją ma. Ktoś powie: „mnie już ona uciekła z latami”. Ale czy tylko o energię fizyczną chodzi? Jest jeszcze wiele innych płaszczyzn, które można zagospodarować. Powiemy: „nie, już nie, chory jestem, nie mam sił, życie mam za sobą, swoje zrobiłem, dajcie mi spokój”. Jednak ten spokój nie przychodzi.
Nie ma sensu, tak czekać, aż biała pani zaprosi nas do ostatecznego walca, by nas wyprowadzić z tego świata. Jeszcze wiele możesz! Jeszcze jesteś potrzebny, choćby tobie i innym wokoło się wydawało, że już nic się nie da zrobić.
Ten negatywizm zabiją inicjatywę, osłabia, odbiera energię. To jest ta „śmierć pierwsza”, która jest gorsza od ostatniej. Przecież przez całe życie żeśmy się uczyli, że to duch ma panować nad ciałem.
Co robić? Jezus powiedział: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie, bo duch wprawdzie ochoczy, ale ciało mdłe” (por. Mt 26,41). I tu warto przywołać o. Arnolda, człowieka – pozytywny dynamit. Czynny do samego końca, nawet w bezsilności silny, mocny modlitwą, wielki duchem, zaangażowany w rozwój zgromadzenia. Czy taki był z niego Herkules? Raczej cherlak. Skąd miał siłę? Z gorącej modlitwy, czerpanej z Serca Pana i z ognia Ducha Świętego.
Jest listopad. Dobry czas, aby spojrzeć jak życie umyka, i to ruchem jednostajnie przyspieszonym. Ktoś mi przysłał takie coś: „Dzisiaj nie mamy czasu, jutro możemy nie mieć sił, a pojutrze może nas już nie być. Nie odkładajmy niczego na później. Żyjmy tu i teraz”. Agnieszka Osiecka kiedyś napisała: „myślałam, że zawsze będziemy młodzi, że świat poczeka. Nic nie poczekało. Nie odkładajcie na później piosenek, egzaminów, dentysty, a przede wszystkim nie odkładajcie na później miłości”.
Ojciec Arnold strasznie długo nie żył! A jednak zrobił mnóstwo dobrego. Zbroił ten swój dynamit po cichu. Gdy go już nie było, to mocno wybuchło, że aż zaleciało na skraj świata. Taka sama energia jest nam dana. Nie ma sensu jej marnować, dopóki jest jeszcze trochę powietrza w płucach. A jeśli jest czasem pod górę i serce skrzypi straszliwie, gdy każdy kilogram denerwuje, to może to wziąć, zawinąć w modlitwę i podarować?