Przynajmniej kilka razy Jezus mówi do uczniów: “Idźcie!” Wyraźnie ich przynagla, by zostawili swój bezpieczny brzeg, bezpieczną łódź, sieci, nawet rodzinę, i każe im iść.
Wielu dziś pyta: “a po co?” Dziś liczy się stabilizacja. Być dla siebie. Walczyć o własne. Dopóki jest zagwarantowane to nasze „minimum”, dopóki da się żyć z zabezpieczeniem, dopóty jest jako tako. Gdy w pewnym momencie nasza stabilizacja jest zagrożona zaczynamy czuć krzywdę i niezadowolenie, które z niej wynika.
Pytamy się wtedy: “Dlaczego?” A że nikt nam na to pytanie nie odpowiada, jest nam źle. Bo przecież miało być inaczej. Jakoś wygodniej, spokojniej, bez stresu, bez wielkiego wysiłku, no i dostatnio. Taki jest styl życia i zapotrzebowanie: lekko, słodko i przyjemnie.
Tymczasem Chrystusowy styl jest inny. Jezus wyrywa ludzi ze swojego ustabilizowanego środowiska i ciągnie za sobą. Tak jest z Piotrem, tak jest z Andrzejem, Jakubem i Janem, z Mateuszem, z Natanaelem i wieloma innymi. Tak było już w Starym Testamencie: z Mojżeszem, z Jakubem, Izajaszem, Jeremiaszem, Jonaszem i innymi.
Najpierw Pan Bóg, a potem Jezus w imieniu Ojca, wyciąga ludzi z ich zastanego życia i porywa za sobą. Można powiedzieć, że pierwsze ich wezwanie w powołaniu to: zostaw, porzuć, rusz się. Nie organizuj życia i czasu jedynie dla siebie. Wstań, idź!
Ten pierwszy krok jest bardzo trudny. Bo coś trzeba pozostawić za sobą. Najczęściej chodzi o rzeczy, potem o ludzi, wreszcie o siebie samego. Trudno jest oderwać się od siebie. Pan Bóg mógł wszystko sam uczynić, ale do sprawy zbawienia zaangażował ludzi i chce, żeby się w to dzieło włączyli. Możliwości jest wiele!
Przy okazji minionego już tygodnia misyjnego i kilku innych wydarzeń warto zapytać: co robię, aby Ewangelia żyła wśród ludzi? Pozwólmy się obudzić i wyrwać ze stagnacji, która odbiera poczucie sensu. Warto porzucić angażujące nas techniczne zabawki i pójść do ludzi.
Jezus jeszcze raz mówi: „Idźcie, oto Ja was posyłam! Nie bójcie się, jestem z wami”.