Świat według werbistów

BLOG

Kim jest Bartymeusz?
Fot. calimiel (www.pixabay.com)

Kim jest Bartymeusz?

Z cyklu „Wiara staje się ‘Ciałem’, a czyn staje się wiarą”

„Tak przyszli do Jerycha. Gdy wraz z uczniami i sporym tłumem wchodził do Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze.” (Mk 10,46)

Bartymeusz był ślepcem i żebrakiem. Należy jednak zauważyć, że nie był ani samotnikiem, ani człowiekiem wykluczonym ze społeczeństwa. Wręcz przeciwnie, żył w rodzinie, miał ojca. Prawdopodobnie nie była to zamożna rodzina. Każdego dnia wychodził z domu i szedł na ulicę, aby żebrać. Był to jego sposób na życie i przetrwanie.

W domu rodzinnym przekazano mu wiedzę o Bogu, o wierze. Bartymeusz wiedział, kim był Chrystus. Wiedział, że był On, oczekiwanym Mesjaszem, który ma przyjść z rodu Dawida. 

Na dworze było jeszcze ciemno. Nie widział, ale czuł jej obecność. Jego wzrok wtopił się w otaczający go mrok. W gruncie rzeczy całe jego życie to mrok i ciemność. Jego wierny towarzysz i przyjaciel, można powiedzieć. Jednak jego dusza i serce żyły w atmosferze ciepła i jasności. One nigdy nie przestały pragnąć i szukać piękna i prawdy.

Całym sobą, tym kim właściwie był, Bartymeusz pragnął uzdrowienia. Pragnął zobaczyć i doświadczyć światła. Pragnął iść za światłem i w jego obecności poznawać siebie, świat i piękno życia. Pragnął porzucić egzystencję i zbudować nowy sposób na życie. Pragnął żyć pełnią prawdy.

Usiadł na łóżku. Był zmęczony codzienną rutyną. Ubieranie starego płaszcza i żebranie. Chciał to porzucić i robić coś innego, coś bardziej godnego. A jednak nie umiał. Nie było w nim ani odwagi ani siły woli, aby porzucić stare i zacząć coś nowego.

- Nie idź dziś na ulicę – usłyszał głos w sobie.

W pierwszej chwili wydawało mu się, że był to ktoś z rodziny. Głos, który zachęcał go do pozostania w domu. W gruncie rzeczy nigdy nie porzucił swego codziennego zajęcia.

- Przecież muszę zarabiać na życie – odpowiedział bez namysłu.

- Nie musisz - głos był zdecydowany i stanowczy. – Ostatnio dużo pieniędzy zebrałeś.

Nie, to nie był nikt z rodziny. To był jakiś dziwny głos w jego wnętrzu, który nie prosił, ale wręcz wymagał i rozkazywał.

- Nie idź dziś na ulicę - mówił głos.

- Dziś tylko, czy już w ogóle mam zrezygnować z żebractwa?

Bartymeusz był nieco zirytowany

- Dziś tylko – głos brzmiał nieco łagodniej. – Jutro wrócisz do żebrania – dodał po chwili.

Bartymeusz milczał. Pierwszy raz zdarzyło mu się, aby ktoś, jakiś głos, namawiał go do porzucenie żebractwa. Dlaczego właśnie dziś? Dlaczego nie wczoraj czy jutro, ale właśnie dziś? Zastanowiła go nieoczekiwana propozycja. Często żebrał w deszczu czy zimie i nikt nie zachęcał go do pozostania w domu.  
- Nie zapomnij zabrać płaszcza – głos ojca wyrwał go z porannej zadumy.

- Przecież jest lato – burknął Bartymeusz. Wiele razy próbował wyrzucić stary, brudny i zniszczony płaszcz.

- Wiesz dobrze, że ten właśnie płaszcz łamie serca wielu i sprawia, że szerokim gestem dają jałmużnę – stwierdził ojciec siadając na brzegu łóżka.

Czasami słyszysz głos, który mówi do Ciebie. Jedni mówią, że są to głos serca, inni przekonują, że jest to głos intuicji. Psychologia natomiast uczy o podświadomości. Tej części, która jest przeogromnym zbiorem niechcianych doświadczeń i wydarzeń. Innymi słowy, to co negatywne i czego nie chcemy, po prostu wyrzucamy ze świadomości. Jesteśmy przekonani, że pozbywamy się tego raz na zawsze. Dzieje się jednak inaczej. Owe negatywny myśli, doświadczenia i uczucia gromadzą się w podświadomości. Wówczas bez naszej kontroli skutecznie planują i modelują nasze myśli, uczucia i działania. Nie ignoruj więc głosów, które słyszysz w sobie.

Pozytywne doświadczenia, czyli głosy, są dobrą energią i drogowskazem do działania i szukania prawdy o sobie. Bóg często przemawia do człowieka poprzez intuicję. Z drugiej strony, jesteśmy świadomi, że intelekt jest głównym terytorium, które atakuje i którym manipuluje Szatan. Przez myśli formuje negatywne uczucia i w ten sposób prowadzi do działania i czynu. Szatan nie ma dostępu do Obrazu i Podobieństwa Boga zapisanego w człowieku, które często określamy sercem i duszą. Zatem Szatan nie ma bezpośredniego dostępu do Twojego serca i Twojej duszy. Dlatego manipuluje logikę, intelekt i uczucia.

Bartymeusz znał drogę na pamięć. Do miejsca żebrania chodził, chciałoby się powiedzieć, z zamkniętymi oczyma. Potrzebował zaledwie dziesięć minut, wolnym krokiem. Znał każdy zapach unoszący się w powietrzu, rozpoznawał każdy hałas i znał głosy osób, które go pozdrawiały. Od wielu lat codziennie przemierzał ten sam odcinek drogi. 

Było to dwanaście lat temu. Ojciec po raz pierwszy zaprowadził go na ulicę. To on wybrał dla niego miejsce na żebranie. Przyodział go w nowo zakupiony płaszcz i posadził przy drodze. I tak pozostało aż do dnia dzisiejszego. Poza żebraniem Bartymeusz nie znał nic innego. Nikt z jego otoczenia nie wpadł na pomysł, aby nauczyć go czegoś nowego. Nikomu nie przyszło do głowy, aby pomóc mu wypracować inny sposób na życie. Wszystkim wydawało się, że żebranie i egzystencja były jedyną perspektywą na życie dla ślepca.

Stary zniszczony płaszcz, który zakładał każdego poranka, stał się symbolem jego systemu myślenia, rutyny i przyzwyczajeń. Ludzie z tłumu przechodzącego obok każdego dnia, nie znali jego głosu. Nie znali koloru jego oczu, nie wiedzieli, gdzie mieszka. Bartymeusz dla wielu był po prostu ślepcem i żebrakiem.

Kontekst czy środowisko, które znasz, w którym się poruszasz, działasz i żyjesz, jest pewnego rodzaju wizytówką Ciebie samego. Mówi o tym, kim właściwe jesteś. Często zdarza się, że to inni, przeważnie rodzice czy bliskie osoby, wybierają dla Ciebie taki czy inny sposób na życie. I tak trwasz w tym aż do dnia dzisiejszego. Ów kontekst to nic innego jak Twoje schematy myślowe, uczucia, przyzwyczajenia, rutyny i praktyki wiary, albo brak wiary. Z drugiej strony rozumiesz, że środowisko, w którym żyjesz, ze swej natury jest dynamiczną i ciągle rozwijającą się rzeczywistością. Nie możesz zamknąć się w starych schematach myślowych, praktyk i przyzwyczajeń. Stagnacja nie należy do natury człowieka.

Wiara umiera w środowisku, które się nie rozwija. Innymi słowy, „martwe” i nie zmieniające się przez lata schematy myślowe, rutyna i przyzwyczajenia, nie tyle ograniczają nieograniczone przestrzenie wiary, ile ją zabijają. W takiej perspektywie wiarę zastępuje Twoje subiektywne postrzeganie świata i siebie. Czyli „Ciałem” stają się Twoje myśli i oczekiwania, a nie intymna relacja z Bogiem.

Wiara to nic innego jak całkowite zaufanie woli Boga, który pragnie, aby każdy był zbawiony i poznał prawdę (1 Tm 2, 4). Wiara, to przyzwolenie i współpraca, aby myśli i wola Boga stawały się „Ciałem” w codziennej rzeczywistości Twojego życia. Pamiętaj, że Jego myśli nie są Twoimi myślami i vice versa - Twoje myśli nie są Jego myślami (Iz 55, 8).

Był gorący poranek. Bartymeusz nie zdjął płaszcza, ale go rozpiął i usiadł przy drodze. Wyciągnął dłoń i cierpliwie czekał. Po prostu żebrał. Przywitała go cisza. Tłum nie pojawił się jeszcze na ulicy. Ogarnęło go uczucie samotności.

- Nie jesteś sam – usłyszał w sobie cichy a zarazem miły i delikatny głos.

Tym razem wiedział, że był to głos serca i duszy. Często prowadził z nimi dyskusje na różne tematy życia. Uśmiechnął się do siebie.

- Dlaczego ciągle tu przychodzisz? – zapytał głos. – Nie chcesz poznać czegoś nowego, czegoś więcej o życiu?

- Ja znam tylko to miejsce, ja umiem tylko żebrać.

- Wstań i idź przed siebie – po raz kolejny zachęcał go głos. – Poznawaj, ucz się i zmień styl życia.

W gruncie rzeczy, jego serce i dusza myślały, widziały, pragnęły i planowały inaczej od logiki i intelektu. Szukały czegoś nowego. Pragnęły życia i kreatywnej perspektywy na życie. Szukały życia, a tym samym brzydziły się zwykłym egzystowaniem. Nie interesowało ich żebractwo.

Serce i dusza zachęcały Bartymeusza do poszukiwania i zmiany i nigdy z tego nie rezygnowały. W głębi serca i duszy żył innym światem. Światem, którego nie znali ani ludzie tłumu ani bliscy w rodzinie. Pragnął czegoś nowego, a jednak ciągle się bał. Brakowało mu silnej woli i zdecydowania. Brakowało mu kogoś. Brakowało pomocnej dłoni, która wyprowadziłaby go z tłumu starych schematów myślowych, przyzwyczajeń i rutyny. Dlatego ciągle trwał w tym, co robił, ciągle żebrał.

Tłum ludzi pojawił się na ulicy. Ktoś położył monetę na jego dłoni. Tym razem był to jednak inny tłum. Zachowywał się inaczej, nie biegł, nie spieszył się. Tłum zachowywał się tak, jakby ktoś go prowadził.

Bartymeusz chciał zapytać, co się dzieje, ale wtedy usłyszał szepty, które powtarzały imię Jezus.

Ciąg dalszy nastąpi...

arrows02 Janusz Prud SVD, Filipiny