Pejzaż religijno-moralny, jaki się objawia ewidentnie w Polsce, musi niepokoić i zastanawiać nas duszpasterzy i misjonarzy. Analizując apolitycznie publiczne wybory i decyzje ochrzczonych Polaków, choćby w ostatnich dniach, to jest nad czym myśleć.
Książę tego świata, czyli diabeł, w całej swej przebiegłości przyklaskuje takiemu chrześcijaństwu, które rozmiękczone grzecznościowo pragnie się ugadać ze wszystkimi bez narażenia się. Lecz takie chrześcijaństwo jest zakłamaniem i porażką. Nie prowadzi do spotkania z żywym i zbawiającym Chrystusem.
Krwawi moje serce słysząc, jak szeroka rzesza osób, lekceważąc swoje sakramentalne korzenie chrześcijańskie, bez bólu przykłada rękę do pługa, który trzyma książę tego świata, czyli diabeł.
W dyskusjach prywatnych niektórzy zarzucali mi moje jasne opowiedzenie się w sferze politycznej. Nie jestem zauroczony żadną grupą polityczną, ale jako chrześcijanin czuwam nad swoim sumieniem, by moja mentalność polityczna była jak najbardziej ewangeliczna.
Chrześcijanin, jak ostatnio zauważa Papież Franciszek, musi interesować się polityką jako wyraz zatroskania o dobro wspólne. Wielu chciałoby odseparować swoją formalną przynależność religijną od poglądów i postaw politycznych. Niestety takiego chrześcijaństwa nie da się pogodzić z prawdą Ewangelii.
Chrześcijaństwo prywatne jest zakłamaniem Ewangelii. Pamiętam w dyskusji z jednym z moich przyjaciół, który jako bardzo prawy człowiek, powiem żargonowo, "wtopił" w jedną z opcji politycznych, która otwarcie i publicznie deklarowała się za aborcją i innymi poglądami totalnie sprzecznymi z Ewangelią. Z rozdartym sercem tłumaczył się przede mną: "przecież ja nie jestem za aborcją!". I co z tego, skoro swoją przynależnością i poparciem w głosowaniu dorzucasz swój kamień do sterty gruzów.
Stań w prawdzie. Nie uciekaj. Przed osądem Boga nie uciekniesz. Wielu, naprawdę wielu, przyjmuje Komunię świętą, a równoczesne sympatyzuje z grupą polityczną antyewangeliczną. Do czego takie życie doprowadzi? Na pewno nie spotkasz w nim Chrystusa prawdziwego.
Wielu duszpasterzy ucieka od katechezy "politycznej" bojąc się pomówienia o zajmowanie się polityką. To rodzaj dezercji kapłańskiej. Kto, jak nie kapłani, mają formować "polityczne" sumienie ucznia Chrystusowego. Bez prawego politycznego sumienia nie możesz nazywać siebie uczniem Jezusa. Raczej jego karykaturą. Bez nawrócenia "politycznego" nie ma pełnego nawrócenia ewangelicznego. Zdziwisz się srogim osądem Jezusa.
Przez lata w Polsce utarł się model chrześcijaństwa "grzecznościowo-kulturowego". Widzę jak młodzi i nowi chrześcijanie z krajów misyjnych mogą zawstydzić "starych" 1000-letnich chrześcijan z Polski. Nowi chrześcijanie są radykalni i wkraczają na ścieżkę kerygmatyczno-profetyczną. Bez kompromisów i ukrytych knowań społeczno politycznych.
Quo vadis? Czas potrząsnąć ugodowym duszpasterstwem, które nikogo nie urazi i nie będzie się wtrącać w publiczne i społeczne problemy. Nawet za cenę odejścia z Kościoła. Jezus się nie wahał i nie zatrzymywał tych, którzy odrzucili prawdę o Eucharystii. Nie biegł za nimi.
Czy i wy, czy i ty chcesz odejść? Chcesz stworzyć sobie prywatną Ewangelię i religię? Jeśli będziesz się upierać nie "pobiegnę" za tobą. Lecz zapłaczę jak Jezus nad zburzoną Jerozolimą.