Cztery miesiące chorowałam, ale nie przypominam sobie, abym jedną minutę z tego straciła,
wszystko dla Boga i dusz, wszędzie pragnę Mu być wierna.
Faustyna Kowalska (Dzienniczek 1062)
Pewnego dnia na werbistowskiej stacji misyjnej w argentyńskich Andach rozpocząłem poranną modlitwę liturgiczną dnia, czyli jutrznię około godziny… 16.00. Niektórzy może się zdziwią, a ci, co znają Liturgię Godzin zastanowią się, czy warto było, bo przecież o tej porze to już można zacząć modlitwę wieczorną – nieszpory.
Na misji Tumbaya w Argentynie
Otóż któregoś dnia zostałem obudzony wcześnie rano, aby zawieźć poważnie chorego do szpitala do miasta oddalonego około 100 km od mojej stacji w Tumbaya w Argentynie (2100 m n.p.m). Dopiero po powrocie, właśnie około godziny 16.00, znalazłem wolną chwilę na modlitwę. Nawiasem mówiąc, nasza furgonetka – oprócz realizowania celów misyjnych i odwiedzin duszpasterskich w ponad 40 stacjach na obszarze 10 000 km kw. – służyła do pomocy tamtejszym parafianom (tubylczej ludności Kolla), m.in. do transportu ludzi, materiałów budowlanych, artykułów spożywczych, użytkowych, jako mobilne radio, mieszkanie, ambulans, a nawet karawan.
Kiedy odsapnąłem, nieco zastanawiałem się, czy warto jeszcze rozpoczynać jutrznię, czy może to już czas na nieszpory. Pomyślałem jednak, że przecież gdzieś na świecie wielu ludzi rozpoczyna dzień, a ja dopiero teraz moją rozmowę ze Stwórcą, więc mogę z nimi się połączyć duchowo, tworząc wspólnotę modlitwy, jaką jest Kościół - jak w niewidzialnym klasztorze - i oddawać, choć samotnie, to w duchowej łączności wiary z innymi, chwałę Bogu.
Bliskość w modlitwie
Duchowa łączność w modlitwie. jakby w klasztorze, gdzie przecież celem wspólnoty zakonnej jest właśnie wspólne chwalenie Stwórcy, modlitwa i ofiarowanie w niej swojego życia oraz pracy, stanowi istotę modlitwy liturgicznej Kościoła – brewiarza. Obowiązuje on każdego kapłana, ale też do tej modlitwy zobowiązują się wspólnoty zakonne sióstr i braci w różnych klasztorach, aby w ten sposób wspólnie oddawać chwałę Bogu. W szczególny sposób podchodzą do niej zgromadzenia i zakony zamknięte, klauzurowe, które przyjmują za swój obowiązek wspólne praktykowanie wszystkich modlitw brewiarzowych, czyli siedem razy dziennie.
Brewiarzem, zwanym również Liturgią Godzin, może się modlić każdy chrześcijanin. Jest on właśnie tak określany: codzienna modlitwa Ludu Bożego. Każdy chrześcijanin, podejmujący tę modlitwę może poczuć realnie, choć niewidzialnie, tę wspólnotę, kiedy w jej trakcie łączy się z Kościołem – wszystkimi, którzy w tych godzinach kierują serce, umysł i ducha ku Bogu.
Świeccy nie muszą podejmować specjalnych stałych zobowiązań wobec tej modlitwy, jak to czynią księża czy niektóre zakony. Wystarczy, że pomodlą się tylko raz i tym samym włączą się do wspólnoty tzw. niewidzialnego klasztoru – jak pozwoliłem sobie to nazwać. Podstawą tej obecności jest słowo Jezusa, który powiedział: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich. (Mt 18, 19-20)
Co więcej, tę duchową obecność i łączność gwarantuje Duch Święty. Jak możliwa jest zdalna łączność wielu osób naraz w niewidoczny sposób, tak Duch Święty uzdalnia ludzi do duchowej łączności z Bogiem i między sobą też w niewidzialny, ale realny sposób. Nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd zmierza, ale szum Jego słyszysz – powiedział Jezus o Duchu Świętym w rozmowie z Nikodemem (por. J 3). On przychodzi do teg, kto wyraża pragnienie, aby dać mu odczuć bliskość Boga. Jest dawcą wspólnoty z Bogiem i z ludźmi.
Tak ja poczułem wówczas, choć sam w odległych, wysokich Andach, tę potrzebę i oddziaływanie wspólnoty „niewidzialnego klasztoru”, kiedy pomodliłem się oddając chwałę Bogu Stwórcy. Mimo że była to godzina 16.00, to właśnie wtedy intensywnie skierowałem swą uwagę ku Bogu, będąc Mu wdzięczny za nowy dzień i oddałem się pod Jego opiekę, prosząc o dalsze łaski i pomoc wraz z tymi chrześcijanami, którzy gdzieś w innej części świata dopiero rozpoczynali swój dzień i modlili się Jutrznią do Boga Ojca.
Piszę o tym teraz, ponieważ z powodu pandemii koronawirusa mamy więcej czasu, który możemy poświęcić na modlitwę, a także doświadczamy większej niż zwykle izolacji i osamotnienia. To sytuacja częściowo, podobna do okoliczności, w których często żyją i pracują misjonarze i misjonarki. Jednak fakt ten nie przeszkadza im w nawiązywaniu duchowego kontaktu z Bogiem i ze wspólnotą wiernych Kościoła w ramach niewidzialnego klasztoru, wypełnionego modlitwą do Boga Ojca, i oddają chwałę Bogu Stwórcy, trwając w Jego słowie, słuchając może tym uważniej Jego głosu.
Modlitwa ta poprzez bogactwo psalmów i czytań biblijnych jest szczególnym wsłuchiwaniem się w przedwieczne słowo Boga, które zawsze jest żywe, skuteczne i nie przemija. Może nas wzmocnić, pocieszyć, pouczyć, przybliżyć do Niego. To Słowo ma fundamentalne znaczenie i wartość! Bo „Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą” (Łk 21,33) – powiedział Jezus o Słowie Bożym.
Modlitwa brewiarzowa, oprócz tego, że jest chwałą Boga, pokarmem duszy, daje człowiekowi poczucie Jego bliskości i wspólnoty z tymi, którzy w Duchu Świętym łączą się w niej przez Jezusa, żyjącego w swoim Kościele. Papież Benedykt XVI powiedział kiedyś, że chrześcijanin choćby był sam, nigdy nie jest samotny.
Jezus żyje w swoim Kościele
Jezus naprawdę żyje w swoim Kościele, prowadzi go i modli się też w nim. Św. Paweł, wpierw faryzeusz i prześladowca chrześcijan, uświadomił sobie mocno tę Jego obecność w Kościele. Usłyszał kiedyś pytanie Jezusa: «Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?» «Kto jesteś, Panie?» - powiedział. A On: «Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz.» (por. Dz 9,4-5). Usłyszał więc, że Jezus utożsamia się ze wspólnotą wierzących w Niego i jest z nimi. Paweł nie tylko to usłyszał, ale – wszedłszy po swoim nawróceniu do wspólnoty wiary w Kościele – tego doświadczał.
Szczególnie brzmią jego słowa, kiedy pod koniec życia znalazł się w więzieniu. Tym razem on prześladowany za wiarę i oddanie Chrystusowi, pisał do swojego wiernego ucznia Tymoteusza: W pierwszej mojej obronie nikt przy mnie nie stanął, ale mię wszyscy opuścili: niech im to nie będzie policzone! Natomiast Pan stanął przy mnie i wzmocnił mię...(2 Tym 4,16-17).
Tę bliskość Jezusa ze wspólnotą Kościoła potwierdza Jan Apostoł, który pod koniec swego życia na wyspie Patmos pisał księgę Apokalipsy i w niej zamieścił objawienie i usłyszane słowa Jezusa do wszystkich Kościołów, szczególnie doświadczanych i prześladowanych. Rozpoczynał swoją mowę od tego, że mówi to Ten, który miłuje swoich braci i siostry, przelał za nich krew (por. Ap 1,5) i trzyma w ręku wspólnoty, do których oni należą, w których trwają i modlą się, przyzywając Jego imienia (por. Ap 1,16.20). A więc są Mu bardzo bliscy, są w Jego rękach. Jezus jest z nimi też wtedy, gdy są osamotnieni, utrudzeni i prześladowani.
Siedem świeczników, które trzyma w ręce to właśnie symbol 7 Kościołów, tzn. wszystkich istniejących (cyfra siedem symbolicznie wyraża całość). Jezus przemawia do swoich braci i sióstr w tych Kościołach. Pociesza, upomina, objawia, mówi do nich.
My, ludzie wieku XXI, a szczególnie wierzący, jesteśmy tak samo bliscy Jezusowi, jesteśmy w Jego ręku i bardzo mu drodzy. Jezus trwa również dziś z nami, mimo budzącej w nas lęk pandemii. Trwa z nami tak samo, jak trwał z prześladowanymi Kościołami pierwszych wieków. One modliły się do Niego, On mówił do nich. Istniało – i wciąż istnieje – poczucie więzi i bliskości człowieka ze swoim zmartwychwstałym Panem.
Liturgia Godzin w klasztorze klauzurowym Sióstr Służebnic Ducha Świętego od Wieczystej Adoracji w Nysie (fot. archiwum SVD)
Niewidzialny klasztor już istnieje
Otwórzmy się jeszcze bardziej na modlitwę. Szukajmy czasu, aby być z Jezusem. Trwajmy więc częściej i dłużej na modlitwie, a będziemy bardziej czuli Jego bliskość w naszym utrudzeniu i codzienności. Może właśnie w tym czasie warto wchodzić poprzez modlitwę Liturgią Godzin do niewidzialnego klasztoru, do wspólnoty Kościoła, którą tworzymy i w której jest jej Pan, choć wydawałoby się tak mało widoczny.
Początkowo był On też niewidoczny dla Szawła-Pawła i wielu innych, zanim podjęli trud bycia blisko Niego. Ten sam św. Paweł, po latach apostolskiej posługi dla Chrystusa, odkrył jeszcze coś więcej poza odczuciem bliskości Jezusa. Zrozumiał, że może łączyć własne cierpienia z cierpieniami Chrystusa; że ofiarując je Bogu, pomaga Chrystusowi w odkupieniu świata. Napisał w liście do Kolosan: Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół (1,24).
Wielu chrześcijan już dziś może potwierdzić to poczucie bliskości Jezusa i „współodkupienia” świata z Nim, gdy się modlili zamknięci w swoich domach już wcześniej niż zapanował koronawirus. To nierzadko właśnie samotni, chorzy, niepełnosprawni, starsi, nie mogący wychodzić już z domów, którzy odkryli tę bliskość i łączność duchową z Jezusem i Kościołem korzystają z niej. Co więcej – odkryli, że nie tylko czerpią z tej modlitwy, ale też mają w niej coś do dania. Modlą się za innych i ofiarowują własne cierpienia, czego nauczył nas Apostoł Paweł.
Taki niewidzialny klasztor dla osób chorych i niepełnosprawnych utworzył w 2005 r. świecki francuski diakon Marital Codou za natchnieniem Jana Pawła II, który został jego patronem. Opisuje on ten ruch w książce pt. „Niewidzialny Klasztor Jana Pawła II” (Poznań 2010). Karmelita o. Julian Ilwicki stwierdza, że w dziele Niewidzialnego Klasztoru, z którym jest związany i uczestniczy w jego spotkaniach, odkrywa piękno Kościoła i niewidzialną rzeczywistość świętych obcowania, połączoną z naszym realnym udziałem w dziele Zbawienia. To ukryta modlitwa i ofiara oddane Bogu za świat i braci w Chrystusie.
Ideę niewidzialnego klasztoru nie tylko chorych, jako wspólnej modlitwy o jedność chrześcijan, podniósł już w 1944 r. francuski ksiądz Paul Couturier (1881-1953):
„Gdyby w każdy czwartkowy wieczór, wspominając co tydzień wielki czwartek, nieustannie coraz większa liczba chrześcijan wszystkich wyznań, tworzyła ogromną sieć (Net For God), która obejmowałaby ziemię, jak szeroki niewidzialny klasztor, gdzie wszystko wchłonięte byłoby w modlitwę Chrystusa o Jedność, czyż nie byłby to świt jedności chrześcijan, który wschodziłby nad światem? Czyż nie byłoby to szczere, głębokie, gorące współzawodnictwo, którego Ojciec oczekuje, by realizować widzialną Jedność?”
Od 20 lat wspólnota Chemin Neuf realizuje taki projekt o nazwie Net For God w wielu miejscach na świecie, spotykając się raz w miesiącu na katechezie i modlitwie o jedność chrześcijan.
Wiele osób samotnych już od dawna pozostaje w swoich domach całkiem lub częściowo bez możliwości wychodzenia. Jednak mają swój rytm i uczestniczą w takim niewidzialnym klasztorze, m.in. w łączności modlitewnej z tym, co proponuje Kościół w codziennej modlitwie Anioł Pański o godz. 12.00, Koronką do Miłosierdzia Bożego o godz. 15.00, czy Apelem z Jasnej Góry na zakończenie dnia o godz. 21.00. Jedni dodają do nich niektóre modlitwy brewiarzowe, inni łączą się z Radiem Maryja, które modli się codziennie czterema z siedmiu modlitw liturgicznych dnia i proponuje trzy części różańca w ciągu dnia.
Włączając się do niektórych z tych modlitw, ludzie wprowadzają do swego życia nie tylko pewien rytm, poczucie bliskości z Bogiem i wspólnotą Kościoła, ale właśnie ofiarowują własne życie i cierpienia w różnych intencjach – za życie świata, Kościoła, misji. Odczuwają wtedy realną duchową pomoc i pocieszenie.
Wchodząc do takiego niewidzialnego klasztoru, warto wygospodarować specjalne miejsce w domu na rodzaj ołtarzyka, np. stolik, półkę, komodę, gdzie można postawić krzyż, religijny obraz, ikonę, świecę, położyć Pismo Święte, różaniec, modlitewnik czy brewiarz, a może i kwiat. W wielu domach andyjskich, choć były skromne i nie było telewizorów, były takie ołtarzyki.
Misja zdobywania dusz
W tym trudnym czasie, który może wydać dobre, piękne owoce, który daje nam szansę na większą bliskość z Bogiem i więcej czasu dla Boga, zapraszam jak najwięcej osób, aby wchodziły do niewidzialnego klasztoru – teraz i w przyszłości. Mniej boleśnie odczujemy doświadczenie izolacji i osamotnienia. Na różnoraki sposób można włączyć się do modlitwy Kościoła, niewidzialnego klasztoru. Wielu przecież ma brewiarz dla świeckich – czy to w postaci książki czy aplikację w telefonie lub na stronie w internecie. Jest też wiele transmisji Mszy św. i innych nabożeństw.
Łączmy się duchowo z klasztorami klauzurowymi. Niektóre z nich o określonych porach modlą się brewiarzem: Godziną Czytań o 3.00 lub 15.30, jutrznią o 6.00, noną o 9.00, tertią o 12.00, sextą o 15.00, nieszporami o 18.00, a kompletą o 21.00. Nawet jeśli nie zdążymy na te godziny, to łącząc się gdzieś w świecie duchowo z jakimś zakonem, połączymy się w modlitwie wspólnoty Kościoła. Nie marnujmy tego trudu i cierpienia, jakich doświadczamy.
Takim misyjnym klasztorem klauzurowym jest siostrzane werbistom Zgromadzenie Sióstr Służebnic Ducha Świętego od Wieczystej Adoracji, założone przez wspólnego założyciela, św. Arnolda Janssena. W Polsce jedyny taki klasztor mieści się w Nysie.
Słowa, które przytoczyłem na początku - Cztery miesiące chorowałam, ale nie przypominam sobie, abym jedną minutę z tego straciła, wszystko dla Boga i dusz, wszędzie pragnę Mu być wierna - zapisała w swoim dzienniczku po czterech miesiącach izolacji w szpitalu chora na gruźlicę Faustyna Kowalska.
Nie ma wątpliwości, że naprawdę wiele możemy zdziałać dla siebie i innych przez naszą modlitwę, nie rezygnujmy. Zachęca nas ku temu również swoim słowem i pięknym świadectwem życia doktor filozofii, Edyta Stein. Nawrócona żydówka, już jako św. Benedykta od Krzyża, karmelitanka zamordowana w obozie zagłady w Oświęcimiu, napisała:
Im bardziej jakaś epoka jest pogrążona w nocy i oddzielona od Boga, tym bardziej potrzebuje dusz zjednoczonych z Bogiem. Rozstrzygające wydarzenia w dziejach świata rozgrywają się w istocie przy współdziałaniu dusz, których nie wymienia żaden podręcznik historii.
Pisząc te słowa, Edyta była przekonana, że modlitwy jej samej i tych, którzy podejmują jej szczery trud i poświęcają czas, odgrywają wielką rolę w zmaganiach pomiędzy dobrem a złem.
Wejdźmy w oddech modlitwy i ofiary niewidzialnego klasztoru. Czyż nasza epoka tego nie potrzebuje? Czyż my nie potrzebujemy pokoju i siły duszy zjednoczonej z Chrystusem na te trudne czasy, aby przeżywać trud życia osamotnienie i izolację? Czy wreszcie, jak św. Faustyna, nie warto intensywniej współpracować z Bogiem i oddawać teraz bardziej świadomie w modlitwie swoje trudy jako pokutę za grzechy i ofiarę, aby sięgając jeszcze dalej, przemierzać duchowe równoleżniki i zdobywać - jak ona przecież misjonarka - życie wieczne dla zagubionych dusz?
(…) przebiegam cały świat wszerz i wzdłuż, i zapuszczam się na krańce jego, do najdzikszych miejsc, by ratować dusze. Czynię to przez modlitwę i ofiarę. (Dzienniczek 745).
Mirosław Piątkowski SVD, Polska