Co spowodowało, że znak tragicznego przekleństwa został zamieniony na znak triumfalnego zwycięstwa i stał się znakiem skutecznego błogosławieństwa? A skutki tego zwycięstwa trwają po dziś. Świat przemija – krzyż stoi, głosząc zwycięstwo nad śmiercią, nad grzechem.
Jedną z teorii nowego porządku jest radykalne zmniejszenie populacji, tzw. depopulacja. Choć badania, które przed laty przeprowadzono przez organizację FAO, głoszą, że gdyby zasoby świata zagospodarować rozumnie ziemia byłaby w stanie wyżywić ok. 30 miliardów ludzi. Mamy około 8 miliardów i już nie możemy dać rady ponieważ kategoria „mieć” przewyższa kategorię „być”.
Sposobem przezwyciężenia tej dziwnej ludzkiej zachłanności jest właśnie krzyż. Tendencja posiadania bardzo mocno wgryzła się w naszą mentalność. Bardzo trudno ludziom zrezygnować z różnych rzeczy, w których upatrujemy zbawienie. Z tego powodu chrześcijaństwo w świecie konsumpcyjnym nie będzie atrakcyjne. Wprost przeciwnie – będzie zwalczane, świadomie lub podświadomie. No bo kto będzie chciał na serio potraktować Jezusową zasadę: “Kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze swój krzyż i niech Mnie naśladuje”(Mt 16,21-27). Najtrudniej jest z tym „zaparciem się siebie”. Wszystko dookoła domaga się zupełnie czegoś innego. Woła by korzystać z życia pełną garścią i nie rezygnować z niczego.
Nie umiem zaprzeć się siebie, tym samym staję się bezwładny, niemiłosiernie bierny. Trzeba przyznać, że pod tym względem człowiek jest bardzo pomysłowy i przebiegły. Niby wszystko to wiemy, ale jak to przekuć na praktykę w codzienności? Wolimy zachować status quo. Nawet po cichu bronimy tego, co właściwie jest nie do obrony. Warto wtedy przytoczyć dalszą część „paradoksu” Jezusa: “Bo kto chce zachować swoje życie - straci je. A kto straci swoje życie dla Mnie i dla Ewangelii, ten je zachowa.” Aby nas przekonać do tej trudnej zasady Jezus dodaje: “Bo cóż pomoże człowiekowi choćby cały świat zyskał, a na duszy swojej szkodę poniósł?”
Za czasów o. Arnolda uroczystość wręczenia krzyży misyjnych była jedną z najważniejszych. Przyjeżdżał biskup, spraszano gości, a Założyciel był tego dnia szczególnie radosny. Tenże krzyż miał zastąpić misjonarzowi prawie wszystko. Z tym „narzędziem zbawienia” szedł gdziekolwiek został posłany, gotowy rzucić w jego ramiona całe swoje życie.
„Weź ten krzyż, znak zbawienia” - mówił biskup lub sam Założyciel. Otrzymujący całował krzyż i mówił „Amen”, godząc się w ten sposób na wszelkie konsekwencje swego życiowego wyboru. Wielki to symbol!
Krzyż misyjny wręczany werbistom w czasie święceń kapłańskich i ślubów wieczystych braci zakonnych (fot. Andrzej Danilewicz SVD)