Z cyklu "Wierzę i co dalej?"
Każdy człowiek, bez wyjątku, otrzymał talenty i potencjał, które pozwalają mu żyć pełnią tego, kim właściwie jest. Nie każdy jednak rozpoznaje je i rozwija, czyli radośnie przeżywa otrzymane dary.
Jesteśmy świadomi tego, że "uśpiony" talent – nie obudzony we właściwym czasie podczas procesu rozwoju człowieka - to pewnego rodzaju męczarnia. Niby "śpi" a jego potencjał nie przestaje "krzyczeć i walczyć" o to, aby żyć i dzielić się swym bogactwem z innymi.
Podobnie jest z wiarą. Żywa i dynamiczna wiara (Jk 2, 26) stymuluje radość w życiu człowieka a zarazem jest motorem jego rozwoju. Z drugiej strony, odrzucony czy zignorowany dar wiary staje się "krzyżem", po prostu męczy. W głębi serca człowiek nigdy nie przestaje pragnąć kochać i być kochanym oraz żyć pełnią tego, kim właściwie jest - Obraz i Boże Podobieństwo. Wybierając natomiast egzystencję odcina się od korzeni, czyli źródła poznania siebie i życia.
Kiedyś zadano mi pytanie, jak obudzić i wprowadzić w życie otrzymane zdolności i talenty. Odpowiedziałem bez chwili namysłu, że doświadczenie jest swego rodzaju instrumentem, który budzi potencjał zapisany w organizmie człowieka. Dla przykładu, dziecko, które otrzymało muzyczny talent, słuchając (doświadczając) dobrej i pięknej muzyki przeżywa uczucie radości, entuzjazmu i fascynacji. Innymi słowy, budzi się zapisany w nim talent. To samo dziecko, trenując piłkę nożną, nie musi doświadczać ani radości, ani entuzjazmu. Po prostu piłka to nie jest jego talent. Może osiągnąć pewne sukcesy, ale nigdy nie będzie czuło się spełnione.
Zadajemy sobie więc pytanie, kto jest odpowiedzialny za rozpoznanie i przebudzenie oddziedziczonych zdolności i talentów u dziecka. Oczywiście rodzice albo bliskie osoby, które przeżywają z nim relacje miłości. Oni świadomie i dobrowolnie podejmują się tego wyzwania. Pamiętajmy, bez relacji miłości nie ma ani rozpoznania, ani przebudzenia.
Współczesna cywilizacja osiągnęła wiele. Zapłaciła jednak za to wysoką cenę - zubożeniem relacji miłości. Dlatego wielu przeżywa pustkę, nie ma w nich radości i fascynacji ani sobą ani życiem. Z drugiej strony pojawiło się wiele niepokoju, lęków i depresji w duszy i umyśle człowieka.
Wiara. Obudzić czy nie obudzić ów potencjał zapisany w organizmie dziecka? Innymi słowy, obudzić lub nie obudzić obraz i boże podobieństwo w człowieku po to, aby Bóg sam stawał się jego Panem i Zbawcą? Jest to świadomy i dobrowolny wybór rodziców czy bliskich osób. Pamiętajmy, bez relacji miłości - z Bogiem, z dzieckiem i samym sobą - rodzice nie są zdolni obudzić potencjału wiary. Ci, którzy radośnie przeżywają intymną relację z Bogiem, w sposób naturalny stymulują entuzjazm i doświadczenie fascynacji w organizmie dziecka. Natomiast, ci którzy nie doświadczyli tej relacji miłości, nie podejmują się ani świadomie, ani dobrowolnie trudu obudzenia wiary w dziecku.
Zdarzyło się to w San Jose na filipińskiej wyspie Mindoro. Do kaplicy adoracji Najświętszego Sakramentu weszła około 35-letnia kobieta z małą trzyletnią dziewczynką. Kobieta uklękła na dwa kolana, zamknęła oczy i zatopiła się w modlitwie. Innymi słowy, przeżywała obecności Boga w Najświętszym Sakramencie. Dziewczynka przez chwilę przyglądała się matce, po czym uklękła na dwa kolana i zamknęła oczy. Trwało to może z minutę. Następnie usiadła i wtuliła się w ciało matki. Po 10 minutach matka wstała i wyszła z dzieckiem z kaplicy.
Wyobraźcie sobie uczucie radości i fascynacji jakie przeżyło dziecko w doświadczeniu intymnej relacji miłości ukochanej matki z Bogiem. Obudził się potencjał wiary. Nie było tam logicznego zapytania o Boga, gdyż umysł dziecka jest w fazie ciągłego rozwoju. Było to doświadczenie spotkania się z Bogiem - Jego Obraz i Podobieństwo – zapisanym w organizmie dziecka. A co dzieje się w sercu dziecka, które przygląda się rodzicom klęczącym razem przy wieczornej modlitwie?
Jest jeszcze trzecia postawa, jaką rodzice czy bliskie osoby wybierają wobec potencjału wiary zapisanym w organizmie dziecka. Jest to postawa ignorancji. Osobiście nazywam takie zachowanie "letniością", o której pisze św. Jan w Księdze Apokalipsy (Ap 3, 16). Rodzice zafascynowani egzystencją nie podejmują ani świadomie ani dobrowolnie trudu obudzenia wiary. Człowiek skupiony na sobie i żyjący tylko dla siebie nie potrzebuje Boga, ponieważ sam siebie uczynił bogiem.
Martin chwilę grzebał i w starej skrzyni. Wyjął stary modlitewnik. Pożółkłe kartki i zniszczona okładka obudziły w nim żywe obrazy modlącej się matki. Często widział ją klęczącą przy łóżku z modlitewnikiem w rękach. Na swój sposób kochała Boga. Na swój sposób pozwoliła Bogu pokochać siebie. Doświadczenie jednak własnych słabości, upadku i grzechu sprawiło, że nigdy nie umiała zaakceptować i pokochać siebie taką jaką była. Cierpiała.
Uczucia radości i żalu wypełniły serce i umysł Martina.
- Ona wierzyła na swój sposób - pomyślał. - Czy jednak prawdziwie przeżywała intymną relację miłości z Bogiem?
Logika przypominała chwile z jej życia. Życia wypełnionego niepokojem, lękiem i ciągłą walką. Odłożył modlitewnik, spojrzał na krzyż wiszący na ścianie. - A Bóg pełen miłości, pokoju i radości był tuż obok niej - powiedział szeptem do siebie.
Martin pragnął kochać i być kochanym przez Boga.
- Czy mogę raz jeszcze poznać i uwierzyć w Boga? - zapytał już na głos. - Nie mogę dłużej żyć w ciągłym niepokoju, lęku i walce z samym sobą. Pragnę żyć pełnią Tego, który jest we mnie. Pragnę wierzyć.
Potencjał wiary ma to do siebie, że może być obudzony w każdej chwili życia. To doświadczenie nie jest ograniczone żadnym okresem procesu rozwoju. Samarytańska kobita powiedziała do ludzi z miasta, „Pójdziecie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem?” (J 4, 29).