Świat według werbistów

BLOG

Historia jednej fotografii CIERPIENIE
Fot. Andrzej Danilewicz SVD

Historia jednej fotografii CIERPIENIE

Wystarczy pojechać za granicę albo jeszcze lepiej – na inny kontynent, aby przekonać się, jak świat jest różnorodny; jak różne są podejścia do życia i wyobrażenia szczęścia. Tyle języków, kolorów skóry, religii, zwyczajów i sposobów wyrażania siebie. W tej całej różnorodności i inności jest jednak jedno doświadczenie, wspólne dla wszystkich ludzi – bez względu na to, czy ktoś żyje w amazońskiej dżungli, bogatym Tokio czy spokojnej miejscowości pod Poznaniem. Jest nim cierpienie.

Nie da się go uniknąć. Prędzej czy później da o sobie znać. Zwykle przychodzi z zewnątrz, by rozgościć się w naszym wnętrzu i dotknąć samej istoty. Specjaliści mówią, że cierpienie jest stanem egzystencjalnym; wewnętrznym przeżywaniem zła (w szerokim tego słowa znaczeniu), jakiego doświadcza człowiek. To coś więcej niż ból. Z tym jakoś dajemy sobie radę, a przynajmniej reklamy środków przeciwbólowych o tym zapewniają. Ale jak uporać się z cierpieniem? Czy są jakieś leki na ból egzystencji?

Ilekroć jestem w Muzeum Narodowym w Warszawie, idę do Galerii Sztuki Średniowiecznej. Zaraz przy wejściu, po lewej stronie, stoi ta rzeźba – Pietà z Lubiąża. Nieznany artysta wykonał ją ok. 1370 roku. Użył drewna lipowego, które potem zostało polichromowane i złocone. Rzeźba ma ciekawą historię, ale najważniejsze jest to, co wyraża.

Pietà – to z włoskiego „miłosierdzie” lub „litość”. Z kolei łacińskie pietas oznacza „miłość zgodną z powołaniem”. Natomiast sztuki plastyczne nazywają tak przedstawienie Matki Bożej trzymającej na kolanach martwego Jezusa. To z Lubiąża jest jednym z najstarszych i niezmiernie przejmujące.

Najpierw rzuca się nam w oczy wychudzone i zmaltretowane ciało Jezusa z uwydatnionymi żebrami i otworem po włóczni. Rozchylone usta są pamiątką po próbie zaczerpnięcia ostatniego oddechu, a odchylona do tyłu głowa wygląda jak złamany słonecznik. Zaskrzepła krew, która wypłynęła z równomiernie rozmieszczonych ran po biczowaniu i ukrzyżowaniu, imituje kwiaty – co jeszcze bardziej podkreśla dramatyzm sytuacji.

Martwe ciało Jezusa spoczywa na kolanach Jego Matki. Maryja delikatnie je podtrzymuje, aby niechcący nie przysporzyć bólu. Pochyla głowę w kierunku piersi Jej Syna, jakby chciała się przekonać, czy Jego serce naprawdę przestało już bić. Smutnymi oczyma rachuje ogrom zła, które zwaliło się na Tego, któremu dała życie. Jej zestarzała i pobrużdżona twarz pokazuje ocean bólu, bezradności, rezygnacji, niesprawiedliwości i niezrozumienia, jaki przelewa się przez Jej wnętrze. I tak rodzi się cierpienie.

Specjaliści (których już wspomniałem) mówią, że obecność cierpienia domaga się odpowiedzi na pytanie o jego sens. Każdy człowiek musi zmierzyć się z usensownieniem swego cierpienia. To najlepsza droga do tego, aby przestało być destrukcyjne, aby przemieniło się w „miłość zgodną z powołaniem”.

Warto też sobie uświadomić, że w języku polskim, pokrewnym słowem cierpienia jest cierpliwość. Jest to umiejętność, dzięki której ze spokojem i bez smutku przyjmuje się to, co nieprzyjemne, trudne i bolesne. Może więc cierpliwość jest lekarstwem na cierpienie. Udowodnił to sam Jezus, który na trzeci dzień po swojej męce zmartwychwstał.

 Andrzej Danilewicz SVD, Polska