Najbardziej lubię niedziele. Odkąd sięgam pamięcią, był to zawsze święty dzień tygodnia. Zakładaliśmy wówczas "niedzielne" ubrania, był lepszy, wspólny obiad i długi spacer. Czas płynął inaczej. Nie trzeba było się spieszyć, bo wszystko zostało zrobione lub dopiero czekało na zrobienie. Co innego było wtedy ważne.
Polska nazwa tego dnia mówi, żeby "nie-działać" i dzięki temu coś odkryć, doświadczyć czegoś innego niż zwykle. Nagle codzienność ma szansę dostać nowego blasku, nabrać swoistej lekkości. Może dlatego niedziela po angielsku i niemiecku to Dzień Słońca (Sunday, Sonntag).
Jednak niedziela najbardziej kojarzy mi się z wyjściem do kościoła, bo to przecież Dzień Pański, jak chcą Włosi (domenica) lub Hiszpanie (domingo). Rosjanie poszli jeszcze dalej i temu dniu nadali nazwę Woskriesenie (Zmartwychwstanie). Nie wiem jak radzieccy komuniści radzili sobie z tą nazwą, ja natomiast nigdy nie miałem problemu z niedzielną Mszą Świętą. Miałem to szczęście, że chodzenie do kościoła nie było dla mnie przykrym obowiązkiem do wypełnienia czy jakąś duchową procedurą. Owszem, nie zawsze udało mi się spotkać zmartwychwstałego Pana, ale tajemnica i sacrum były jakby na wyciągnięcie ręki. Może dlatego, że byłem ministrantem, a może otrzymałem taką łaskę.
To zdjęcie zrobiłem w niedzielę (fotografii nigdy nie traktowałem jako pracy) w katedrze w Wewak w Papui Nowej Gwinei. Od razu zauważyłem tego starszego mężczyznę. Przyszedł do kościoła pół godziny przed wieczorną Mszą Świętą. Siedzi w ławce sam. Może jest jedynym katolikiem w rodzinie, może jej członkowie byli na porannej Eucharystii, może jeszcze dojdą. On już jest. Z jego twarzy bije powaga i skupienie. Uważnie przygotowuje się do tego, co go czeka. Widać, że Msza Święta nie jest dla niego powierzchownym rytuałem, ale wydarzeniem, w którym chce świadomie uczestniczyć. Parafialna komisja liturgiczna, jak co tydzień, przygotowała pomocną ku temu broszurę. W tym momencie wzrok mężczyzny pada na tekst hymnu "Chwała na wysokości Bogu". Za chwilę, razem z innymi uczestnikami liturgii i całym Kościołem powszechnym, radośnie go wyśpiewa. Wszak to Dzień Pański, Bogu poświęcony na chwałę.
Ale na razie czas płynie jeszcze powoli, głównie po to, by uświadomić sobie, po co tu jestem i dla Kogo. To bardzo ważne. Inaczej nigdy nie stanie się na skraju tajemnicy i sacrum.
Mam nadzieję, że ten człowiek spotkał zmartwychwstałego Pana. Wszak przyszedł tutaj, aby świętować zwycięstwo światłości nad mrokiem, życia nad śmiercią, miłości nad obojętnością. Po to przecież jest niedziela.