Świat według werbistów

BLOG

Historia jednej fotografii ROZSTANIE
Pęcice, Polska

Historia jednej fotografii ROZSTANIE

Kiedyś przyszedł mi do głowy pomysł na projekt fotograficzny pt. "Nie wszystek umrę" (Non omnis moriar). Chodziłem więc po różnych cmentarzach i robiłem zdjęcia. Nie tyle jednak zamierzałem uchwycić tajemnicę śmierci (do czego aparat nie jest zdolny), ile pokazać świadectwo pamięci, która żyje i dotkliwość smutku. Był to projekt trochę "teoretyczny", podjęty z pozycji obserwatora. Wszystko zmieniło się rok temu, gdy zmarła moja mama. Dopiero gdy sam doświadczysz wielkiej straty, zaczynasz rozumieć stratę innych; bez względu na to czy chodzi o śmierć, niespodziewany koniec miłości, czy każde inne bolesne rozstanie.

Najpierw jesteś oszołomiony, jakby to wszystko działo się na zewnątrz i nie dotyczyło ciebie. Nie dopuszczasz do swego wnętrza całej siły tej niezrozumiałej wiadomości. Inaczej natychmiast rozpadłbyś się na kawałki. Jednak nawet największe odrętwienie nie wytrzymuje próby czasu. W końcu dotrze do ciebie to porażające: "Jej (jego) już tu nie ma; jest gdzieś indziej, ale nie tutaj; nie dla ciebie". I powoli zaczynasz rozumieć, że tak już teraz będzie. Mimo to, niechętnie dopuszczasz do głosu wewnętrzne przeświadczenie (które często jest jak ostatnia deska ratunku), że życie musi iść dalej. Ale to nie takie proste, bo trzeba nauczyć się żyć na nowo. Razem z tym kto odszedł, odeszła też cząstka ciebie. I teraz, pomniejszony o tę cząstkę, próbujesz przeorganizować się; mniejszymi siłami wykonać większą pracę, bo za dwóch. 

To zdjęcie zrobiłem 3 listopada 2013 roku na cmentarzu w Pęcicach koło Warszawy. Ten grób dostrzegłem już z daleka. Ludzie w takich miejscach dosyć często umieszczają postacie aniołów, ale ten był wyjątkowy. Zamyślony siedzi oparty plecami o rodzinny grobowiec. Szeroko rozłożone skrzydła, które wcześniej chroniły powierzonego aniołowi człowieka, teraz są bezużyteczne i jeszcze bardziej podkreślają dramatyzm sytuacji. Co więcej, widać, że lewe skrzydło jest przyklejone, a więc musiało kiedyś odpaść. Wówczas widok tego anioła był szczególnie poruszający.

Prawą ręką podpiera swoją głowę, ciężką od smutków i wspomnień. Patrzy w dal wzrokiem niewidzącym, bo tak naprawdę patrzy w głąb siebie, gdzie są ukryte dawne i bezpowrotne chwile. W ten sposób marmurowy posąg anioła staje się wyobrażeniem tych, którzy zostali i muszą dźwigać na sobie ból rozstania i pamięci; którzy podejmują nieudolną próbę zrozumienia, albo heroiczny wysiłek pogodzenia się z tym, co się stało.

Ale anioł jest także łącznikiem rzeczywistości ziemskiej i niebiańskiej. Dlatego tak siedząc, próbuję zagospodarować smutek pustki nadzieją, że to pustka pozorna, że czas i śmierć nie mają ostatniego słowa. Owszem, upływający czas rozdziela, ale kiedyś stanie i na nowo wszystko się połączy. Wtedy nie będzie już pożegnań i wspomnień, przeszłości i przyszłości, bo wszystko będzie działo się w równoczesnym trwaniu.

W szarość obrazu wdziera się kolorowa róża. Zupełnie nie pasuje do całości. Z drugiej jednak strony, artysta przewidział taką sytuację, wkładając w lewą rękę anioła marmurowy flakonik do tego przeznaczony. A więc w nasze życie wpisana jest śmierć, w spotkanie rozstanie, w pamięć blaknące wspomnienia. Te niepasujące do siebie rzeczywistości stanowią pewną całość i są zapowiedzią czegoś, co będzie całkowitym zdumieniem i nieskończoną pełnią.

arrows02 Andrzej Danilewicz SVD, Polska