Świat według werbistów

BLOG

Historia jednej fotografii TRĄD
Puri, Indie

Historia jednej fotografii TRĄD

O trądzie wiedziałem tyle, co większość ludzi. Mówiła o nim Biblia i historia życia ojca Damiana de Vester, w której się rozczytywałem. Potem przyszły spotkania z ojcem Żelazkiem i doktor Błeńską. Wciąż jednak była to wiedza jedynie teoretyczna i odległa.

Trędowaci jawili się jako ludzie pokrzywdzeni przez los, wypędzani ze swoich środowisk i skazani na wegetację w odizolowanych koloniach. Ich zdeformowane ręce i stopy, a czasami twarze, skutecznie odbierały nadzieję i były stygmatem na całe życie, od którego przechodnie odwracali wzrok. Trąd zawsze budził lęk.

Do kolonii trędowatych w Puri wchodziłem z dużym przejęciem. Przylecieliśmy do Indii na obchody 100-lecia urodzin ojca Mariana Żelazka SVD. W programie nie mogło zabraknąć wizyty w miejscu związanym z nim najbardziej. Przed jednym z domków zauważyłem starszą panią z dzieckiem na kolanach. Odruchowo przyłożyłem aparat do oka i tak powstało jedno z moich ulubionych zdjęć. Dzięki niemu całkowicie zmieniłem swoje myślenie o trądzie.

Kobieta (nazwijmy ją Babcia) patrzy prosto w obiektyw, jakby chciała sprawdzić czy się nie boję. Jej usta złożone w tajemniczy uśmiech zdają się kierować do mnie pytanie: "Cóż ty możesz wiedzieć o życiu?" Widać, że jest pogodzona z tym, co ją spotkało i na swój sposób szczęśliwa. Jej szczęście, to ten mały chłopiec, którego tuli do siebie. Niech ma na imię Wnuczek. I on najwyraźniej jest szczęśliwy. Wcale nie przerażają go okaleczenia jego Babci. Może nawet ich nie dostrzega, przecież zawsze były, odkąd pamięta. Widzi tylko swoją Babcię. I dobrze mu z nią.

Na zdjęciu jest wiele kontrastów: starość i młodość, początek i koniec, doświadczenie i niewinność. Mnie najbardziej uderzają dłonie Babci i Wnuczka. W nich kontrast zyskuje swoją największą rozpiętość. Dłonie staruszki bezgłośnie opowiadają jej historię pełną zwrotów akcji i naznaczoną cierpieniem; historię trudną do udźwignięcia, ale przecież ze szczęśliwym zakończeniem. Dłoń malca dopiero sięga po swoją historię, jeszcze tajemniczą i zakrytą. Zapewne z nadzieją, że ona również znajdzie swój Happy End.

Na zdjęciu jest jedno podobieństwo - to radosne oczy Babci i Wnuczka. Zdumiewające! Tutaj? W takim miejscu? W kolonii trędowatych?

Przy wejściu do domku ktoś narysował serce. Jest trochę niezdarne, jakby wyryte okaleczoną ręką, albo ręką jeszcze niewprawną. Nie wiem, czy zrobiła to Babcia, czy Wnuczek. Nie wiem, czy w Indiach symbol serca oznacza to samo, co u nas. Wiem jednak, że trąd wcale nie musi oddzielać ludzi od siebie. Są inne sytuacje, które skuteczniej czynią nas samotnymi i nieszczęśliwymi.

arrows02 Andrzej Danilewicz SVD, Polska