Świat według werbistów

BLOG

Historia jednej fotografii ZNAKI
Ryga, Łotwa

Historia jednej fotografii ZNAKI

Jak to się stało, że zostałem werbistą? Głównie za sprawą kieszonkowego kalendarzyka, który dostałem od siostry zakrystianki z parafii, gdzie byłem ministrantem. Kończyłem wtedy podstawówkę i powoli trzeba było myśleć, co dalej.

Zawsze zazdrościłem kolegom, którzy dokładnie wiedzieli, kim będą w przyszłości. I choć później ich losy często potoczyły się inaczej, to na tym etapie życia wiedzieli. Ja nie wiedziałem. Gdy jednak nieubłaganie nadciągał czas, by taką wiedzę zdobyć, zawsze na horyzoncie pojawiali się werbiści. Wtedy jeszcze żadnego z nich nie spotkałem; miałem jedynie kalendarzyk wydany przez nich. I to wystarczyło.

Niepozorne wydarzenie, które wpłynęło na całe moje życie. Oczywiście, kalendarzyk był tylko narzędziem; taką podpowiedzią daną mi przez Pana Boga; szafą z opowieści C. S. Lewisa, przez którą wchodzi się do innego świata. Gdybym wtedy nie dostał tego kalendarzyka, zapewne nie trafiłbym do werbistów. Moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej.

Coraz bardziej przekonuję się, że "wszystko jest po coś". To bardzo trafne stwierdzenie, które kiedyś przeczytałem. Dlatego trzeba żyć uważnie. Tylko wtedy będziemy w stanie odczytać znaki (często niepozorne i takie zwyczajne), które Bóg poustawiał w naszej codzienności.

Na Łotwę pojechałem, aby udokumentować pracę duszpasterską naszych dwóch współbraci: o. Tomasza i o. Francesko. Gdy późnym popołudniem szliśmy przez Stary Rynek w Rydze, zauważyłem tę scenę.

Zwykle takich ludzi, jak ten pan z lewej strony, omijamy szerokim łukiem. Tu jest inaczej. Co więcej, ten mężczyzna nie zachowuje się, jakby oczekiwał materialnego wsparcia. On im coś tłumaczy, coś opowiada. Wygląda trochę jak starotestamentalny prorok wrzucony w centrum współczesnego miasta. Musi być intrygujący, skoro z taką intensywnością słucha go owa para młodych ludzi. Są całkowicie skupieni na nim. Jakby zupełnie zapomnieli, że szli do kawiarni, albo do kina. Nie przeszkadza im jego wygląd. Stoją na środku drogi i wpatrzeni słuchają.

Dookoła toczy się zwyczajne życie. Grupa turystów z przewodnikiem i nastolatka zapatrzona w swój smartfon. Tylko ci dwoje go dostrzegli, albo on upatrzył ich sobie. Co wyniknie z tego spotkania? Dla niego, dla nich? Przecież nie jest przypadkowe. Od razu widać tu Reżysera z góry.

arrows02 Andrzej Danilewicz SVD, Polska