We wtorek, 4 marca 2025, Mszę Świętą w Divine Word College w Bomana w Papui-Nowej Gwinei odprawiał o. John Kalen SVD. To nasz neoprezbiter, który święcenia kapłańskie przyjął 5 grudnia 2024 roku w swojej rodzinnej parafii w Pumakos, w diecezji Wabag. Jest pierwszym werbistą z tej parafii, w której werbiści są obecni od 74 lat. Ta Eucharystia w domu formacyjnym DWC była jednocześnie jego Mszą Św. prymicyjną i pożegnalną. Następnego dnia, tj. w Środę Popielcową, wylatywał na Filipiny, które są jego pierwszym przeznaczeniem misyjnym. Wraz z nim leci też dwóch seminarzystów - br. Paul oraz br. Joseph - którzy tam będą odbywać swój roczny nowicjat.
O. John jest jednym z nieco ponad dwudziestu misjonarzy werbistów pochodzących z Papui-Nowej Gwinei. I choć Kraj Rajskiego Ptaka nadal potrzebuje pomocy z zewnątrz, to również dzieli się swoimi misjonarzami z innymi Kościołami lokalnymi. To właśnie taki dar świadczy o zakorzenieniu i żywotności miejscowego Kościoła.
O. John w swojej homilii nawiązał do Ewangelii, która tego dnia rozpoczynała się od stwierdzenia, ale też pewnego oczekiwania ze strony Piotra: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą” (Mk 10, 28). Powiązał ją z historią własnego życia.
Pochodzi on z plemienia Enga w Highlands, które jest patriarchalne, a więzi rodzinne są bardzo ważne. Te relacje i zależności są na tyle mocne, że dla niektórych seminarzystów oderwanie się od rodziny staje się nie do pokonania i w momencie trudnej sytuacji w rodzinie decydują się na odejście. Każdy syn ma wielkie znaczenie i odpowiedzialność wobec rodziny. Stąd i rodzina Johna nie była zadowolona z jego decyzji zostania misjonarzem. Nieraz bliscy zadawali mu pytanie „co z tego będziesz miał?”, albo zostawiali go z palącym wyrzutem „marnujesz swoją przyszłość”.
MIsjonarze z rodziną (fot. archiwum autora)
W czasie formacji na Filipinach bardzo poważnie zachorowała jego ciocia, która była mu szczególnie bliska, bo to ona opiekowała się nim i troszczyła się o jego potrzeby oraz wykształcenie aż do wstąpienia do werbistów. O. John bardzo chciał wrócić na Papuę-Nową Gwineę, by być z nią w czasie choroby. Jednak odpowiedzialni za formację powiedzieli mu, by został i kontynuował naukę, bo i tak nie będzie w stanie jej pomóc. Gdy zadzwonił do cioci usłyszał od niej to samo „zostań, bo jak mi pomożesz?”. Był to czas bardzo trudny w jego powołaniu.
Jak wyznał przed seminarzystami, którzy są na takiej samej drodze powołania misyjnego, dziś jest szczęśliwy, że wytrwał. Z perspektywy tego, co doświadczył widzi, że życie dla Chrystusa nie jest wcale naszym wyrzeczeniem i ofiarą dla Niego. Raczej, jest na odwrót - jest to Jego wielki dar dla powołanych. Chociaż nasze rodziny są daleko, to Bóg stawia na naszej drodze życia wielu dobrych ludzi, którzy zapewniają nam wszystko, czego potrzebujemy.
To szczere świadectwo misjonarza z kraju misyjnego cieszy, bo pokazuje, jak cudownie Bóg działa w sercach ludzi, którym niedawno była głoszona Ewangelia. Jednocześnie, jest to też wyzwanie dla „starych chrześcijan”, by cenić, ale i gorliwie przeżywać dar wiary w Chrystusa.
O. John Kalen SVD, o. Noel Engel SVD, o. Peter Kim SVD i o. Romeo Yadao SVD w kaplicy Divine Word College w Bomana (fot. archiwum autora)