Świat według werbistów

BLOG

Pomidor
Fot. www.pixabay.com

Pomidor

Zwykło uważać się, że w świecie mediów lipiec i sierpień to tak zwany sezon ogórkowy. Brak poważnych tematów, znaczących wydarzeń sprawia, że podejmuje się tematy błahe, banalne, a czasem wręcz żałosne. Ale media nie znoszą pustki, więc trzeba czymś zapełnić eter i szpalty.

Jesień to już inna sprawa. U mnie zaczęła się pomidorem. U drzwi naszego domu, za pięć dwunasta,  czyli minut pięć przed rozpoczęciem nabożeństwa różańcowego, stanęło dwóch zziajanych mężczyzn.

- Potrzebujemy księdza - powiedzieli.

- Jestem - odpowiedziałem.

Bo oni tramwajem tu przyjechali w bardzo ważnej sprawie. Myślę sobie, że będzie kłopot, bo muszę za chwilę być przy ołtarzu. Od razu myślę, że chodzi o namaszczenie zapewne, więc w myślach lokalizuję rytuał i oleje.

- Bo widzi ksiądz, u kolegi wydarzyła się rzecz niezwykła.

Zerkam dyskretnie na zegarek i widzę wskazówkę niebezpiecznie zbliżającą się do dwunastki.

- Jak bardzo niezwykła – pytam, choć zaczynam czuć, że będę tego żałował.

Jeden z przybyłych wyciągnął telefon i wybrał z galerii jedno ze zdjęć i pokazał mi je.

- Niech ksiądz patrzy!

Więc patrzę. W kadrze pomidor, z pękniętą skórką, w którym to pęknięciu zagnieździła się biała pleśń w kształcie krzyża.

- Widzi ksiądz?

- Widzę, pęknięty pomidor, który zdążył zapleśnieć.

- No niech ksiądz nie udaje, że nie widzi Pana Jezusa.

- Staram się widzieć Go codziennie - odpowiadam.

- Ale tu, w tym pomidorze, no przecież tu ma ręce, tu nogi, tu głowę. Widzi ksiądz?

- No nie widzę.

- Musi ksiądz z nami jechać. To jest znak, na pewno zły znak.

- Nie mogę, zaraz zaczynam mszę. I nie wiem, jak w tym pomidorze, ale na tej mszy Pan Jezus będzie obecny z ciałem, duszą i bóstwem. I śpieszno mi na to spotkanie - powiedziałem, zerkając na zegarek.

Goście spojrzeli po sobie.

- Czyli ksiądz z nami nie pójdzie?

- No, nie bardzo mam jak. I nie bardzo wiem, po co miałbym iść.

Spleśniały pomidor niestety przegrywa z Panem Jezusem.

Rozczarowani działkowcy oddalili się. Ja wszedłem do kościoła, usiadłem w konfesjonale.

Otworzyłem brewiarz i nie zdążyłem przełożyć wstążki, kiedy ktoś pojawił się po drugiej stronie. Przykładam ucho do kratki i słyszę następujące słowa:

- Proszę księdza, bo ksiądz jest naszą ostatnią deską ratunku. Bo myśmy już byli u jednego księdza przed chwilą, ale nas odesłał. Bo u kolegi stała się rzecz niezwykła. Tylko muszę księdzu podać telefon, żeby ksiądz sam zobaczył.

I wciska mi ten telefon przez drzwiczki konfesjonału.

- Niech się pan nie trudzi - mówię mu. - To jest spleśniały pomidor.

Ręka z telefonem zamarła.

- Skąd ksiądz wie?

- Rozmawialiśmy chwilę temu.

- Czyli ksiądz nam nie pomoże?

Mówię, że chętnie.

- Odłóżcie ten pomidor gdzieś na bok, niech zgnije, a jeśli się nadal będziecie bać Bożej kary, resztki złóżcie w godnym miejscu. A teraz przepraszam, idę do ołtarza, zapraszam na Eucharystię.

- Zawsze znajdziecie sobie wymówkę - odrzekł działkowiec i odszedł.

Ci dwaj działkowcy z pomidorem dali mi do myślenia pod wieczór tego dnia. Dawno nie spotkałem ludzi tak zdeterminowanych, tak głęboko zmotywowanych do działania i odważnych w dzieleniu się tym, co ich przemieniło, dotknęło. I powiem Wam szczerze, że trochę im pozazdrościłem.

arrows02 Maciej Baron SVD