Z cyklu „Spotkania”
Odwrotną stroną naszych ludzkich spotkań są pożegnania. Tylko pojedyncze relacje towarzyszą nam przez całe życie. Wiele znajomości, a być może nawet większość z nich, w pewnym momencie kończy się.
Wydaje się, że wagę ludzkich relacji widzi się wyraźniej z perspektywy pożegnań. Czas spędzony wspólnie nabiera nowej wartości, a przeżyte razem chwile stają się drogocenne. Momenty trudne okazują się doświadczeniem, które może być przydatne i owocować w przyszłości.
Jedynym w swoim rodzaju pożegnaniem jest odejście kogoś na zawsze. Jednocześnie każde pożegnanie jest dobrą lekcją, by żyć uważnie i traktować innych z szacunkiem, bo spotkanie z nimi to wyjątkowy dar życia, który już nigdy może się nie powtórzyć.
Każdy człowiek przeżywa pożegnania, ale dla misjonarza jest to doświadczenie, przez które musi przechodzić dość często. I w moim życiu kilka pożegnań zapisało się na trwałe w pamięci. Pierwsze z nich to pożegnanie rodziców i bliskich przed rozpoczęciem mojej formacji zakonnej. Było to w niedzielne popołudnie w lipcu 1991 roku. Pozostało mi w pamięci trwanie razem w milczeniu bo tuż przed rozstaniem wszystkim nam zabrakło słów. Dla mnie, ale i dla moich najbliższych, był to początek nowej i nieznanej przyszłości.
Kolejnym pożegnaniem, które zapamiętałem było to po zakończonym doświadczeniu misyjnym w Ghanie w czerwcu 2000 roku. Żegnałem się z różnymi wspólnotami z parafii Gushiegu, ale najbardziej utkwiło mi w pamięci to z wioski Yankazia. To wśród tych ludzi z plemienia komba mieszkałem przez około sześć miesięcy między październikiem 1998 roku a marcem 1999 roku, a potem odwiedzałem ich często prowadząc przygotowanie do chrztu. Oni uczyli mnie jak żyć w zagrodzie kombów bez wielu podstawowych wygód, do których zdążyłem się przyzwyczaić. Nie wyobrażałem sobie, że można tak bardzo związać się z ludźmi całkiem mi obcymi. Przez zaledwie dwa lata mojego pobytu na parafii Gushiegu staliśmy się dla siebie tak bliscy, że byliśmy bardzo przejęci, a do naszych oczu cisnęły się łzy, gdy nadszedł czas rozstania.
O. Władysław Madziar SVD (w środku) podczas pożegnania w Collegio del Verbo Divino w Rzymie (fot. archiwum autora)
Podobnymi pożegnaniami były te po skończeniu mojego pobytu na parafii Chereponi w marcu 2008 roku. Tym razem byłem z tymi ludźmi przez sześć lat. Byliśmy razem w różnych momentach. I te pożegnania na różnych wioskach okazały się bolesne i trudne. Nie myślałem już o trudzie życia na gorącej i suchej sawannie wokół Chereponi, a bolało rozstanie z prostymi ludźmi z wiosek kombów, bimobów i anufo. Zwykła codzienność razem i niewielkie gesty nabrały wartości nieprzemijającej.
Było też pożegnanie z seminarium Common Formation Centre w Tamale przed wyjazdem na studia w 2015 roku. Jednak o wiele trudniejsze było to po krótkim pobycie w Ghanie by powrócić do Rzymu w marcu 2019 roku. Było to wyjątkowo bolesne bo zdawałem sobie sprawę, że prawdopodobnie widzę po raz ostatni ten afrykański kraj mojego pierwszego przeznaczenia misyjnego, a przede wszystkim ludzi, z którymi przeżyłem kilka lat. Te ostatnie chwile w Tamale nadal są żywe w mojej pamięci.
Wspominam te minione pożegnania, bo z początkiem maja tego roku żegnałem się z Collegio del Verbo Divino w Rzymie. Sam chciałem zmiany mojej pracy, ale nie wydawało mi się, że tak wiele będzie mnie kosztować rozstanie z wielu współbraćmi i znajomymi ludźmi. Dopiero przy pożegnaniach zrozumiałem, jak bardzo zżyliśmy się też z niektórymi wspólnotami sióstr oraz jak bardzo niektóre modlą się za mnie i życzą mi dobra. Z niektórymi przeżyliśmy wspólnie cztery lata, w tym szczególny czas pandemii. Z innymi znaliśmy się tylko przez kilka miesięcy. Jednak staliśmy się sobie bliscy i to rozstanie sprawiało smutek i ból. Zdaje się, że momenty prób czy trudności przeżyte razem, bardziej niż chwile radości czy beztroski, zbliżają ludzi do siebie.
Pożegnania, które przeżywamy, uświadamiają nam jak szczególny jest każdy człowiek i jak niepowtarzalne znaczenie mają chwile razem. Rozłąka z drugą osobą pozostawia w naszym życiu pustkę, którą trudno wypełnić. Warto okazywać innym życzliwość, sprawiać radość, być pomocą, stać obok w chwilach trudnych, nie przypatrywać się obojętnie, gdy trzeba być blisko, bo nigdy nie możemy być pewni, kiedy przyjdzie nam powiedzieć „arrivederci” (do widzenia) ten ostatni już raz.