Świat według werbistów

BLOG

Przez słabych też działa Bóg
Niedziela Palmowa w Cheperoni, Ghana (fot. Władysław Madziar SVD)

Przez słabych też działa Bóg

Z cyklu „Spotkania”

Nikt nie jest doskonały. Wszyscy mamy swoje braki i słabości. Niektóre są bardziej oczywiste i widoczne, inne lepiej ukryte i znane tylko nam lub naszym najbliższym. Jednak, pomimo ograniczeń, chcemy czynić dobro.

Czasami możemy czuć się nieswojo ze swoimi słabymi punktami. Chcielibyśmy się od nich uwolnić, ale często nasze próby kończą się niepowodzeniem. Nie ma co się poddawać, bo Bóg jest w stanie zdziałać wiele dobrego poprzez nasze słabe i zranione człowieczeństwo.

Anthony Chaaku był jednym z pierwszych katechistów na parafii Chereponi. Poznałem go w 2002 roku, kiedy rozpoczynałem życie misyjne na mojej pierwszej stacji misyjnej w diecezji Yendi. Pochodził z plemienia anufo, nazywanego też chakosi. Był człowiekiem niskiego wzrostu i słabego zdrowia. Dość często cierpiał na różne dolegliwości, ale znosił je spokojnie i nie skarżył się na ból. Nawet, gdy pod koniec życia zmagał się z poważną chorobą wątroby, okazywał wdzięczność za odwiedziny i nie chciał zwracać na siebie uwagi.

Anthony mieszkał z żoną Mariam i dwiema córkami, Agnes i Patience, w domu katechisty, tuż obok naszej misji. Opiekował się także dwojgiem dzieci swojego brata, Kpiebabu i Kwaku. To była spokojna rodzina. Można było wyczuć, że lubili być razem. Często siedzieli razem na małej werandzie. Mariama przygotowywała lokalne piwo zwane nza, dlatego wiele osób zatrzymywało się w ich domu, aby odpocząć i pogawędzić.

Anthony pochodził z małej wioski Mayamam, położonej gdzieś w połowie drogi z Chereponi do Wenchiki. Jego rodzinna miejscowość jest niemal w całości zamieszkana przez muzułmanów. Dlatego dla niego i jego bliskich bycie chrześcijaninem było ciągłym wyzwaniem i oznaczało życie pod presją. Anthony nie izolował się od swojej rodziny - brał udział w wydarzeniach rodzinnych, choć kwestionowano jego wiarę.

Często go widywałem, chociaż zachowywał się dyskretnie i nie rzucał w oczy. Zawsze uczestniczył we Mszy św. o godzinie 6.30 rano, a gdy nie było kapłana, sam prowadził nabożeństwo Słowa i udzielał zgromadzonym Komunii Świętej. Przed Mszą przygotowywał czytania. Traktował to bardzo poważnie. Chciał poznać dokładne znaczenie słów, aby pełniej zrozumieć i przekazać tekst.

cheperoni03O. Władysław Madziar SVD z Anthonym, jego żoną i siotrzeńcami (fot. archiwum autora)

Po Mszy św. na starym motocyklu Yamaha 100 jechał do jednej ze swoich wspólnot, aby prowadzić katechezy dla małych grup osób pragnących przyjąć chrzest. Raz czy dwa towarzyszyłem mu w tych wyjazdach. Byłem pod wrażeniem jego znajomości swojej kultury, ale także jego zmysłu przekazywania chrześcijaństwa. Człowiek, który dorastał na suchej sawannie w północno-wschodniej Ghanie, wiedział, co to cierpliwość. Na tych terenach czasami trzeba poczekać na opóźniające się deszcze, aby rozpocząć pracę i dać szansę twardej ziemi wydać owoce. Anthony nie poganiał więc swoich ludzi, bo czuł, że wszystko ma swój właściwy czas.

Po powrocie z wioski udawał się do małej i gorącej zakrystii, aby tłumaczyć fragmenty Pisma Świętego lub teksty liturgiczne na język anufo. Można było zauważyć, że trwa przy swojej pracy bo w zakrystii widać było małe światło lampy. Podchodził do tłumaczeń bardzo dociekliwie i z wielką dyscypliną. Nic dziwnego, że poproszono go o bycie jednym z głównych tłumaczy Nowego Testamentu na język anufo. Radzono się go również w pracy nad rytuałami, które miały być chrześcijańską odpowiedzią na różne sytuacje ludzkiego życia (tragiczna śmierć, wdowieństwo, zaginięcie osobistej rzeczy i wiele innych), na które dotychczas tylko tradycyjne wierzenia oferowały pomoc.

Od Anthony’iego mogłem się uczyć wrażliwości i dyskrecji w znajdowaniu najlepszych rozwiązań na nowe problemy. Kiedyś poprosił mnie, abym mu towarzyszył i poprowadził nabożeństwo dla młodego małżeństwa, które straciło swoje malutkie dziecko. Miało to miejsce w ich skromnej zagrodzie, niedaleko sztucznego zbiornika wodnego w Chereponi. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z taką sytuacją. Dlatego zdałam się na naszego katechistę, który mówił mi, co mam robić i jak to robić. Choć nie pamiętam szczegółów, wiem, że jego sugestie były bardzo trafne, a nasza wspólna modlitwa przyniosła tej młodej parze ukojenie.

Wracając myślami do tamtych czasów i moich spotkań z Anthonym, zdaję sobie sprawę, że Bóg może dokonać wielkich rzeczy przez prostych i pokornych ludzi. Czasami nasza duma i nasze oczekiwania nie pozwalają nam dostrzec wielkości zwykłych ludzi. Być może oczekujemy w drugim człowieku czegoś nadzwyczajnego. Tymczasem Bóg daje siłę słabym ludziom, aby nieśli Dobrą Nowinę tym, którzy oczekują Jego zbawienia.

arrows02 Władysław Madziar SVD