Świat według werbistów

BLOG

Pustka po drugim człowieku

Pustka po drugim człowieku

Z cyklu „Spotkania”

Odejście drugiego człowieka pozostawia po sobie przestrzeń, której nie da się w żaden sposób wypełnić. Nie znaczy to, że jesteśmy niezastępowalni. Naszą pracę i nasze obowiązki może kontynuować ktoś inny i może robić to nawet lepiej. Świat się nie zawali, gdy nas zabraknie; nadal będzie istniał i działał swoim rytmem. Jednak kto stracił kogoś bliskiego, a chyba wszyscy tego doświadczyli, wie że człowieka nie da się zastąpić. Każdy z nas jest jedyny i nasze odeście pozostawia pustkę. 

W piątek, 13 stycznia 2023 roku, dowiedzieliśmy się o śmierci Iwana. Dzień wcześniej, wieczorem, nieco po godzinie dziewiątej, czterej współbracia z Collegio del Verbo Divino w Rzymie spotkali go i jak co tydzień zanieśli mu skromną kolację. Co czwartek kilku chętnych z Collegio uczestniczy w programie pod patronatem wspólnoty św. Idziego. Odwiedzają bezdomnych w okolicy Awentynu i dzielą się z nimi posiłkiem, odzieniem, a zimą również ciepłym nakryciem. Podobno tego wieczoru Iwan był bardziej rozmowny niż zwykle i chętnie dzielił się swoimi myślami. 

Iwan był bezdomnym i przez wiele lat mieszkał w przyczepie kempingowej na ulicy Odoardo Beccari, tuż za murami rzymskimi. Pochodził ze Słowenii. Jako młody chłopak był źle traktowany przez ojca i często bity. Pewnego dnia, mając zaledwie szesnaście lat, uciekł z domu i już nigdy do niego nie powrócił. Musiało to być dla niego przeżycie ogromnie bolesne, bo nigdy nie chciał wrócić do Słowenii, a nawet nie wspominał o swoim kraju pochodzenia.

Rzadko mówił o swojej przeszłości. Ze szczątkowych informacji można było wywnioskować, że miał bardzo pogmatwane życie. Były w nim momenty lepsze, ale większość czasu spędził na szukaniu sposobu na przetrwanie i pokonywaniu kolejnych zawodów. Przeżył chwile, gdy został ograbiony przez człowieka, któremu ufał. Został opuszczony przez osobę, z którą chciał związać swoje życie. Ponad dwanaście lat przed śmiercią przeżył wylew i pozostał częściowo sparaliżowany. Zwykle skarżył się na uciążliwy ból. Miał też problemy z sercem. Jednak żyjąc samotnie na ulicy, i to bez jakichkolwiek dokumentów, trudno troszczyć się należycie o własne zdrowie. 

arrows02Zob. fotografie Ivana

Przez ostatnie dwanaście lat towarzyszył mu pies Bobo. Był z nim bardzo związany. Razem przemieszczali się po ulicach Rzymu. Iwan przez lata chodził utykając po Via Marmorata, aby przy jednej z kawiarni prosić o jałmużnę. Potem wieczorem powoli wracał do swojego „przutułku”. Gdy latem, w czwartkowy wieczór, zachodziliśmy do niego, siedział zwykle przez wejściem do swojej przyczepy i moczył zbolałe nogi w misce wody.

Był pogodnego usposobienia i sporo ludzi przychodziło go odwiedzić. Jednak nie znosił wśibskości i strzegł swojej prywatności. Potrafił być bardzo stanowczy, gdy ktoś posuwał się zbyt daleko i chciał ingerować w jego życie.

Nie miał jakiś szczególnych wymagań. Poza jedzeniem, czasami prosił o nasze niedopalone świece, aby wieczorem mieć troszeczkę światła. Gdy ich zebraliśmy trochę dla niego, pozdrawiał nas z wdzięcznością: Dio vi benedica (niech was Bóg błogosławi). Zresztą zawsze okazywał wdzięczność nawet za niewielką pomoc czy podarunek. 

Jego pozdrowieniem na odchodne było słoweńskie dobranoc: lahko noč. Nie wiem czy to to samo co lekkiej nocy, ale tak mi się zawsze kojarzyło. Niech więc Bóg da mu nie tylko lekką noc, ale i lekką wieczność. Jego obecność i skomplikowane życie były częścią małego skrawka Rzymu, ale stały się też częścią życia wielu ludzi. Pusta przyczepa kempingowa Iwana nadal stoi na dawnym miejscu, ale jego niespodziewane odejście w styczniową noc pozostawiło głuchą pustkę.

arrows02 Władysław Madziar SVD, Rzym