Czytamy w Ewangelii o siedemdziesięciu dwóch, których Jezus posłał przed sobą. Wysłał ich z konkretnym orędziem: blisko jest królestwo Boże. I to zasadniczo, drodzy Czytelnicy, jest dobra wiadomość. Niezmiennie od dwóch tysięcy lat.
Ta dość spora grupa wyrusza w drogę, żeby nieść dobrą nowinę wszędzie tam, gdzie Jezus zamierza przyjść. A On zamierza przyjść wszędzie, do każdego miejsca, do każdej ludzkiej historii. Zadanie owych siedemdziesięciu dwóch jest wciąż aktualne. I bez przesady można powiedzieć, że każdy może się w tej grupie odnaleźć.
Zadanie, które Jezus zleca swoim słuchaczom, uczniom generalnie, dość dobrze odpowiada ludzkiej naturze. Człowiek lubi być posłańcem, lubi przekazywać wiadomości, które dla potencjalnego słuchacza są czymś nowym, nieznanym. Problemem jest nie tyle zdolność do przekazania, ile raczej charakter przekazywanej treści.
Mam znajomego, który sam siebie określa mianem korpo-ludka. Pracuje od lat w dużej korporacji. Kilkakrotnie zmieniał już stanowisko i miejsce pracy, dużo podróżuje po kraju i za granicą. Lubi swoją pracę. Ale żalił mi się, że uwiera go jedno. Przy okazji kolejnej zmiany konieczna okazała się przeprowadzka, długie dojazdy do pracy skutecznie pożerały czas, szczególnie ten przeznaczony dla rodziny. A tego i tak nie było w nadmiarze. Przeniósł się do większego oddziału, do większego miasta. Większe biuro, więcej koleżanek i kolegów.
Jest osobą dość kontaktową, chciał jak najszybciej poznać nowych współpracowników. I rozbił się o ścianę. Nieufność, żeby nie powiedzieć wrogość. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. A że jest też dość odważnym człowiekiem, postawił pytanie wprost. I otrzymał odpowiedź, też wprost. Dowiedział się, że jest osobą nieuczciwą, która będzie dążyła do skłócenia zespołu dla własnej korzyści, dla awansu, dla podwyżki. Dowiedział się także, że jest nieszczery i nie zależy mu na dobru firmy, tylko własnym. I jeszcze kilku rzeczy się dowiedział. Kiedy zapytał, skąd ludzie, którzy go w sumie nie znają, mają takie szczegółowe - i na ile go znam, nieprawdziwe - dane, usłyszał, że dobrzy ludzie donieśli, zanim jeszcze on sam wiedział, że przybędzie na to miejsce.
Niestety, potrafimy być zwiastunami takiej właśnie anty-ewangelii. Potrafimy zbudować sobie obraz drugiego człowieka nie na podstawie doświadczenia czy relacji, ale na podstawie tego, co słyszymy. Zło takiej sytuacji czai się nie tylko w ustach, które wypowiadają złe słowo, ale także w uszach złaknionych taniej sensacji, w oczach wypatrujących miejsca, w którym najlepiej będzie przykleić łatę, etykietę - najlepiej skandaliczną, niepochlebną, najczęściej zaś nieprawdziwą.
Żniwo, o którym mówi Ewangelia to nie bielejący na horyzoncie łan, który ktoś ma za nas obrobić. To żniwo zaczyna się już tu i teraz, na skraju moich ust i w głębi mojego ucha. Tu się zaczyna misyjny kontynent, który bardzo potrzebuje Ewangelii.