Poniższy tekst jest 1 odcinkiem reportaży powstałych przy okazji realizacji filmu dokumentalnego o polskich werbistach, którzy wyjechali do Indonezji w 1965 roku. |
31 sierpnia 2024. Surabaya na Jawie. Drugi dzień naszego pobytu w Indonezji. Wraz z Szymonem Gołąbkiem, pracownikiem od spraw medialnych prowincji polskiej, jesteśmy w głównym domu prowincji Jawa.
Z rana dowiadujemy się, że indonezyjskim współbraciom udało się nawiązać kontakt z dr Teotik Koesbardiati, dawną asystentką o. Józefa Glinki SVD. Umówiono nas na 13.00. Jej opowieść będzie kluczem do nagrań o ostatnich latach posługi o. Glinki na Uniwersytecie Airlangga w Surabaya.
W drodze towarzyszą nam oo. Dionisius Damis SVD i Victor Bani SVD. Okazuje się, że pierwszym punktem spotkania jest wspólny posiłek w restauracji „Wapo resto” w pobliżu campusu. Tam już czeka na nas pani Tuti, jak w skrócie nazywał ją o. Józef. Nie jest sama. Towarzyszy jej młody mężczyzna - Delta Bayu Murti (Bayu), dawny student o. Glinki, a obecnie asystent pani Tuti.
W czasie posiłku możemy się lepiej poznać i posmakować jawajskiej kuchni.
– W jaki sposób poznała pani o. Józefa Glinkę? – zapytuje Szymon. Kamera jest przygotowana, ale jeszcze nie nagrywamy.
– To był 1986 rok. Rozpoczęłam studia z antropologii. O. Józef był wtedy jednym z niewielu wykładowców obcokrajowców. Zainteresowała mnie jego osobowość. Jego wykłady dostarczały wielu informacji, których nigdzie nie mogliśmy zdobyć. Miał osobistą biblioteczkę, z której bardzo chętnie wypożyczał książki. Dzięki niemu poznawałam wiele nowych rzeczy. Inspirował mnie i w końcu zapragnęłam zgłębiać to, co dla niego było najważniejsze, a mianowicie antropologię fizyczną – wspomina Tuti. – Ani się nie spostrzegłam, jak zostałam jego duchową córką. Później, po latach, odkryłam, że będę na niego wołać ‘wujek’ – dorzuca żartobliwie.
Dr Teotik Koesbardiati i Delta Bayu Murti podczas posiłku w restauracji Wapo Resto (fot. Krzysztof Kołodyński SVD)
Biorę aparat i wykonuję dyskretnie pierwsze zdjęcia. Włączam kamerę i robię kilka ogólnych kadrów.
– A Ty, Bayu… – Szymon zwraca się do asystenta. – Jak poznałeś o. Glinkę?
– Spotkałem go po raz pierwszy w 1998 roku. To było na pierwszym roku moich studiów w Airlagga University. Podczas tego spotkania zobaczyłem wielkiego człowieka. Swoją posturą przypominał mi mojego dziadka. W ręku trzymał torbę. Ubrany był w schludne ubranie z ubiegłej epoki. Dowiedziałem się później, że to wykładowca pochodzący z Polski. W tamtym czasie spotykałem już wielu ludzi z Europy, ale to był z pewnością pierwszy Polak jakiego mogłem poznać.
Po posiłku idziemy zwiedzić uniwersytet. Mijamy dwudziestopiętrowy budynek główny sektora B. Idziemy do siedziby departamentu antropologii. Po 5 minutach spaceru dochodzimy do dwupiętrowego budynku. Wchodzimy schodami na drugie piętro. Na korytarzach napotykamy kilku pracowników i studentów. Zaskakują mnie wszechobecne donice z roślinami. Budynek rozdzielony jest jakby ogrodami, na których rosną duże drzewa i mniejsze krzewy. Pięknie się to wszystko komponuje.
Główny budynek Uniwersytetu Airlannga w Sybaraya (fot. Szymon Gołąbek)
– Wejdźcie do naszej siedziby – zaprasza nas pani profesor.
Przedstawia nam jednego z kolegów, który pracuje przy swoim biurku. Całe pomieszczenie jest bardzo przestronne, choć mocno zastawione pięcioma stanowiskami pracy.
Gdy wychodzimy na korytarz Bayu wskazuje nam pobliskie drzwi.
– Tu było biuro i słynna biblioteczka o. Józefa – pokazuje nam drzwi w rogu korytarza. Na drzwiach odczytujemy tabliczkę z napisem ‘A-210. Departament politologii’.
Po wstępnych oględzinach idziemy do parterowego, odrębnego budynku kampusu. Robi się kolorowo. Przed budynkiem dostrzegamy poustawiane różne tradycyjne przedmioty. Domyślamy się, że wchodzimy do muzeum etnograficznego. To Muzeum Kematian – Muzeum Śmierci.
– To miejsce powstało w 2016 roku, dwa lata przed śmiercią o. Józefa Glinki – oznajmia dr Tuti. – Było to jednym z jego marzeń. Przy pomocy Bayu i studentów udało nam się je zorganizować po wielu latach przygotowań – dodaje z dumą i dostrzegalnym wzruszeniem.
– Hitem jest najnowsza wystawa dotycząca śmierci. Zapraszam! – kieruje nas wąskim korytarzem Bayu.
Na kolejnych drzwiach dostrzegam napis: „Podróż nie kończy się tutaj, a śmierć jest jedną ze ścieżek, którą wszyscy kroczymy”. Wchodzimy w totalnie ciemny korytarz. W kolejnym pomieszczeniu, wzdłuż jednej ściany, stoją szkielety poprzebierane w różne stroje i ironicznie umalowane szminką. Prezentują ludzi w różnych sytuacjach życiowych tj. koncert, zakupy, sport, lekarz i kucharz. Pośród nich króluje sylwetka śmierci ze swym berłem. Nad ekspozycją tabliczka z napisem: „Mój styl życia determinuje styl mojej śmierci”. Na ścianach wiszą podświetlone tablice, prezentujące informacje związane ze zwyczajami pogrzebowymi. Towarzyszą nam dźwięki natury.
Wystawa dotycząca śmierci w muzeum etnograficznym na terenie kampusu uniwersyteckiego (fot. Szymon Gołąbek)
W kolejnym rogu sali widzimy różne formy ludzkich grobów. Od tych naturalnych mieszczących się choćby w pniach drzew, po kamienne w postaci steli nagrobnych. Chrześcijańskich z krzyżem i starożytnych olbrzymich marmurowych budowli. W centralnym miejscu widzimy postać zmarłego z obnażonymi kośćmi klatki piersiowej, a obok deska z napisem: Różnorodność pochówku odzwierciedla wielokulturowość i wielobarwność zwyczajów pogrzebowych pośród ludów Indonezji. Spotykamy tu trójkę studentów pochłoniętych dyskusją. W końcu docieramy do ustronnego pomieszczenia, gdzie możemy nagrać wywiady z Tuti i Bayu.
Oto kilka wybranych wypowiedzi o tym jakim człowiekiem był o. Józef.
– Po ukończeniu moich studiów zostałam jego asystentką – relacjonuje Tuti. – Wiele razy, gdy dostrzegałam swoje braki wiedzy, on zapraszał, aby przyjść i studiować razem. Poświęcił mi sporo uwagi i również myślał o mojej przyszłości. Wiedział, że interesowałam się muzyką klasyczną. Mówił, że muszę pojechać do Europy, do Niemiec i Austrii, a wtedy będę mogła zakosztować kontaktu z muzyką klasyczną i moim ulubionym instrumentem, jakim zawsze były skrzypce – wspomina poruszona.
– Powiedział swojemu koledze z uniwersytetu w Bonn, że jego znajoma chce studiować w Niemczech. I to się stało. W 2000 roku ukończyłam uniwersytet w Hamburgu. Przez te lata wspierał mnie duchowo i mentalnie. Sprawdzał czy wszystko idzie dobrze. Czasami wspierał również finansowo. Byłam skromną studentką z dalekiej Indonezji – wyjaśnia drogę swojej kariery.
Wywiad z dr Tuti (fot. Szymon Gołąbek)
– A czego najważniejszego od niego się nauczyłaś – zapytał bezpośrednio Szymon.
– Dał mi marzenia. Mówił, że muszę mieć odwagę do ich posiadania. „Wypełnisz jedne, szukaj kolejnych. Marzenia są Twoim kluczem” – mawiał. I wspierał mnie na tej drodze – dodaje Tuti. – A w 1997 odwiedził mnie w Niemczech. „Pojedziemy do Polski! Do Katowic! W moje rodzinne strony.” – oznajmił niespodziewanie. – Bardzo się ucieszyłam, że poznam jego rodzinę. Pojechaliśmy pociągiem z Hamburga przez Berlin, Poznań i do Katowic. Poznałam jego siostrzenice, które cały czas krzyczały do niego ‘wujek, wujek’. Tak poznałam to słowo, które weszło do mojego słownika.
– Pochodziliście z totalnie różnych kultur. Jak się rozumieliście? – wyrywa ją ze wspomnień Szymon. – Czy coś dla ciebie było trudnego w tej relacji?
– Po pierwsze dyscyplina i punktualność. Po drugie powoływał się na swoje umiejętności pedagogiczne. „Wiem, jak was uczyć!” – podkreślał wiele razy. Lubiłam tę jego pewność i bycie konkretnym. Dawał dużo wiedzy i lubił interakcje ze studentami.
– A Ty, Bayu? Dawniej byłeś studentem o. Glinki, a teraz na czym polega twoja praca na wydziale antropologii? – zapytuję po zmianie ustawienia kamery.
– Obecnie wykładam bioarcheologię i jest to mój główny przedmiot, jak również kierunek badań. Z profesor Tuti rozwijamy studia antropologii fizycznej: paleoantropologię, archeologię zagraniczną, anatomię porównawczą – uzupełnia.
Wywiad z Bayu (fot. Szymon Gołąbek)
– Czy miałeś kiedykolwiek problem z tym, że wasz profesor jest katolickim księdzem? – musimy zadać to pytanie, które wypłynęło jeszcze przy wspólnym posiłku.
– Jestem muzułmaninem, ale nigdy nie miałem problemu z tym, że mój wykładowca jest księdzem katolickim. Moi koledzy podobnie. Nikt nie pytał i nie robił problemu z powodu wyznania. Dziś sytuacja już się trochę zmienia, bo fundamentaliści podnoszą głos – wyjaśnia.
– Jakie jest twoje wspomnienie o o. Józefie? – zapytuje Szymon.
– Po pierwsze o. Glinkę kojarzę z dyscypliną. Tych, którzy spóźniali się na wykład, zazwyczaj pytał, czy zdają sobie sprawę, która jest godzina. Cokolwiek by nie. odpowiedzieli, prosił, aby zamknęli drzwi, ale z drugiej strony. To był prosty przekaz, że jeśli się spóźniłeś, to już nie przychodź na wykład.
– Czy czujesz się spadkobiercą i kontynuatorem o. Glinki? – zadaję uzupełniające pytanie.
– Na uczelni mamy obecnie około 100 studentów na fakultecie antropologii. Z tej liczby 30 osób studiuje antropologię fizyczną. Za moich czasów tylko ja wybrałem antropologię fizyczną. W tamtym czasie byłem zainteresowany antropologią społeczną, ale wykłady ojca Glinki były bardzo zrozumiałe i to zaważyło, że zbliżyłem się ku temu kierunkowi. Niewątpliwie mnie zainspirował. Dziś czuję się dumny, że to, co on rozpoczął i kontynuował razem z dr Tuti, jest teraz moim udziałem. Uczestniczę w jego marzeniu, aby ten kierunek mógł się rozwijać w Indonezji – wyznaje z dumą Bayu.
Krzysztof Kołodyński SVD, Polska
Kampus Uniwersytetu Airlangga (fot. Szymon Gołąbek)