Poniższy tekst jest 4 odcinkiem reportażu powstałego przy okazji realizacji filmu dokumentalnego o polskich werbistach, którzy wyjechali do Indonezji w 1965 roku. |
7 sierpnia 2024. Wyspa Flores. Drogę z Kisol do Roe pokonujemy sprawnie w około 6 godzin, z małą przerwą w Mataloko. W odwiedziny do o. Tadeusza Grucy SVD zabieramy o. Stefana Wrosza SVD. Pragniemy spędzić więcej czasu w towarzystwie dwóch żyjących jeszcze werbistów Polaków pracujących w Indonezji (o. Stefan zmarł 27 lutego 2025 r.).
W te 3 dni nagrywamy z nimi główne wywiady. Mamy okazję usłyszeć o wielu historiach i odwiedzić wspólnie kilka miejsc.
– A jak to było właściwie z ojca powołaniem? – zapytuję o. Tadeusza już pierwszego wieczoru.
– To jest dla mnie niewytłumaczalną tajemnicą – rozpoczyna swoją opowieść. – Zaczęło się od dziwnej historii. Mój kolega rozczytywał się w czasopismach werbistów. W jego rodzinie były przedwojenne numery „Posłańca Serca Jezusowego”. I nagle mówi mi: „wiesz, ja idę do werbistów”. A ja do niego: „no to pójdziemy razem”. Porozmawialiśmy sobie. Po przeszło tygodniu Zygmunt mówi, że on nie idzie. Zostałem sam – wyznaje i zamyśla się na chwilę.
O. Tadeusz Gruca SVD z mieszkańcami jednej z wiosek na Flores (fot. Andrzej Danilewicz SVD)
– Jak to się później potoczyło? – zapytuję z zaciekawieniem.
– Nie wiedziałem dlaczego, ale po prostu nie zmieniłem zdania – wyznaje próbując sobie przypomnieć szczegóły – Powiadomiłem mamę, a starszy brat pomógł mi odszukać odpowiedni adres i później podwiózł mnie na stację skąd pojechałem w stronę Jarocina, a potem do Borku Wielkopolskiego, a stamtąd dotarłem do Bruczkowa.
Jeszcze tego wieczoru mamy okazję porozmawiać z nowymi osobami po polsku.
– Krzysztof! Tu jest ktoś, kto cię podobno zna? – zagaduje mnie o. Tadeusz i wprowadza niespodziewanych gości. – To Siostry Maryi Niepokalanej – dodaje.
– Szczęść Boże! – wyciąga do mnie rękę s. Klaudia Olejniczak SMI.
– Szczęść Boże! – pada również z ust drugiej siostry, która pochodzi z Tanzanii.
– Co za niespodzianka, ale chyba jednak się nie znamy! – przyznaję.
O. Tadeusz Gruca SVD na jednej ze swoich budów (fot. Andrzej Danilewicz SVD)
Po wymianie uprzejmości dochodzimy do sedna. Przed wyjazdem do Indonezji napisała do mnie s. Małgorzata Cur z tego samego zgromadzenia. Wspomniała, że może spotkam ich siostry, które instalują się właśnie na Flores. Nie miałem nawet czasu, aby jej odpowiedzieć, że Indonezja jest wielka, a wyspa Flores to też nie taka mała, więc na spotkanie nie będzie ani czasu ani szans. A tu okazuje się, że siostrom pomaga nie kto inny, jak werbista, nasz o. Tadeusz.
Wspierał wszystkie etapy i przygotowania do otwarcia ich nowej misji. Przedstawił je w kurii, gościł ich przełożoną generalną, dał im dach nad głową do czasu aż sfinalizują zakup ziemi pod budowę pierwszego domu. Otoczył ich duchową troską, bo wspólnie modlą się w kaplicy, gdzie misjonarz odprawia im Msze św.
Ale najlepsza dla mnie była myśl, którą podzielił się z nami 91-letni misjonarz:
– A wiecie?! Chyba im jeszcze wybuduję ten klasztor! – dodał jakby od niechcenia.
O. Tadeusz Gruca SVD na jednej ze swoich budów (fot. Andrzej Danilewicz SVD)
Na drugi dzień o. Tadeusz pokazał nam kilka kartek formatu A4. Była na nich wydrukowana lista projektów (budowli), które przez lata realizował na wyspie Timor i Flores. Listę przez lata tworzyli pracownicy o. Tadeusza, który chcieli uwiecznić dziesiątki projektów i spisali te najważniejsze budowle. Ostatni projekt z numerem 179 z datą 2021 roku to aula dla pielgrzymów w Lengkosambi, w Ogrodzie Miłosierdzia u o. Czesława Osieckiego SVD. Niektóre punkty to wielkie budowy: kościoły, kompleksy zabudowań seminarium w Ledalero, całe klasztory żeńskie, domy werbistowskie i centra wypoczynku.
Z szacunkiem przewracam te kartki. Każda linijka to konkretna historia wielu wysiłków.
– Skąd u ojca taka żyłka do budownictwa? – zapytuje Szymon.
– Nie wiem.(śmiech) To chyba po moim tacie, bo opowiadali mi, że ze swymi produktami jeździł nawet na Targi Poznańskie, a z Grudziądza sprowadzał nowe maszyny, bo lubił nowinki – wyjaśnia.
– Jak ojcu udało się stworzyć tak skuteczną ekipę do realizowania projektów? W warunkach misyjnych to bolączka w wielu stronach świata – dopytuję.
– Wszystko zaczęło się na Timorze, gdzie przepracowałem moje pierwsze 10 lat – tłumaczy nasz bohater. – To tam w naturalny sposób zdobywałem doświadczenie. Kierowałem się prostym zmysłem. Kalkulowałem. Przede wszystkim zbierałem ludzi i rozmawialiśmy. Wszystko uzgadnialiśmy. Powoli przekonywałem ich do mojej strategii. Tak było podczas budowy kościoła w Kada-Alas. Najpierw proponowałem budowę magazynów na narzędzia i materiały. Przekonywałem, że budynek plebanii jest nieodzowny, aby nie tylko mieszkał tam misjonarz, ale żeby mógł przyjąć tam ważnych gości, choćby biskupa. Na końcu budowaliśmy kościół. Na odwrót to by nie poszło – wyznaje z uśmiechem. – W pozyskaniu różnego budulca rozdzielałem zadania dla odpowiedniej wioski. Jedni dostarczali piasek, bo go u siebie mieli, a inni kamienie. W Alas, od każdej wioski należącej do parafii, zebrałem po jednej jałówce. Powoli je sprzedawałem i miałem pieniądze na cement i drewno na konstrukcje dachu.
O. Tadeusz Gruca SVD studiuje projekt jendej ze swoich budów (fot. Andrzej Danilewicz SVD)
Ojciec Tadeusz zdradził nam jak można rozpoznać jego konstrukcje. Budował charakterystyczne terasy na zewnątrz budynków, które chroniły ściany przed nagrzewaniem się. Wymyślił model balustrady i tylko on miał do nich formy. Wykonywał również solidne okna z dobrego gatunku drewna. Rozpoznawaliśmy te budynki w Mataloko, Riung, Lengkosambi, a przede wszystkim w seminarium w Ledalero. Po bardzo destrukcyjnym trzęsieniu ziemi w 1992 roku, które nawiedziło wyspę Flores, jasne stało się, że to on będzie budowniczym nowych obiektów. Powstawały w oparciu o solidną konstrukcję ze stali.
W trakcie uroczystości ślubów wieczystych w Ledalero zobaczyliśmy aulę, która mieści do tysiąca gości.
– Jaki według ojca powinien być misjonarz? – pada pytanie Szymona, które również zadawał o. Stefanowi Wroszowi SVD.
– Być normalnym. Nie wymagać tego, co niepotrzebne. Robić swoje. Misjonarz nie musi wszystkiego wiedzieć, ale powinien robić swoje. Trzeba odważnie proponować rozeznane rzeczy, ale być gotowym na weryfikację ze strony innych.
– To tak jak w tej historii ze współbratem Holendrem? – wtrącam.
– Tak – rozpoczyna opowieść. – Jeszcze na Timorze, zamiast remontować pewien kościół, zaproponowałem, aby go zburzono i zbudowano od nowa. Usłyszałem wtedy od wspomnianego współbrata, że „ledwo przyjechałem, a już chcę burzyć i decydować”. Wycofałem się. Współbrat poleciał na wakacje. Później zaakceptowano mój pomysł. Skontaktowałem się z tamtym współbratem, a on nie pogniewał się, ale naprzywoził jeszcze tyle gwoździ i narzędzi, że praca szła jeszcze sprawniej – kończy z uśmiechem.
– Ale przepraszam, bo ojcu przerwałem w połowie – przyznaję.
– Dobry misjonarz to również ten, który jest otwartym na ludzi. Nie zawsze upiera się przy swoim. Wie kiedy się wycofać czy nawet z czegoś zrezygnować. Dobrą drogę najlepiej odnaleźć wspólnie.
Krzysztof Kołodyński SVD, Polska
Czytaj inne odcinki reportażu z Indonezji:
Dał mi marzenia
Orędownik Bożego Miłosierdzia
Ludzie sami muszą dostać łaskę wiary
Centrum rekolekcyjne w Roe wybudowane przez o. Tadeusza Grucę (fot. Krzysztof Kołodyński SVD)
Budynek w Roe z balustradami charakterystycznymi dla projektów o. Tadeusza Grucy SVD (fot. Krzysztof Kołodyński SVD)