Świat według werbistów

BLOG

Misja w cieniu wojny (część 5)
S. Marija Niemczenko SSpS w Wierzbowcu (fot. Krzysztof Kołodyński SVD)

Misja w cieniu wojny (część 5)

Niech Bóg zabierze strach, a da pokój

Wierzbowiec, 16 maja 2023 roku. Drugi dzień naszej wizyty w Ukrainie. Siostry Służebnice Ducha Świętego posługują przy parafii pw. Michała Archanioła. Na te ziemie przybyły wcześniej niż werbiści.

Poranne modlitwy pięknym i donośnym śpiewem prowadziła s. Marija. Po śniadaniu idziemy na kawę do domku sióstr. Nabyły go w 1991 roku. Mieści się on w pobliżu kościoła. Chcemy dziś poznać historię początków ich misji w tym regionie.

– To jest pierwsza kronika – przynosi ładnie oprawiony zeszyt s. Daria Skowalczyńska SSpS. Majestatycznie kładzie go na stole. Palcem wskazuje na okładkę i wszyscy wybuchamy śmiechem. Widnieje na niej symbol sierpa i młota wpisany w pięcioramienną gwiazdę.

– Najwyraźniej w tamtym czasie nie było innych kronik do wyboru – komentuje śmiechem.

Przewraca pierwszą stronicę. Po prawej stronie czytamy opis pod datą 1 marca 1990: „S. Prowincjalna Małgorzata Piwczyk, s. Justyna Piotrowska, s. Celina Wojciechowska, s. Kornelia Kłopot i s. Daria Skowalczyńska wyruszyły z Raciborza na nową placówkę ZSRR na Ukrainę, na osobiste zaproszenie ks. Jerzego Nagornego, proboszcza trzech parafii: Łuczyńca, Snitkowa i Wierzbowca. Parafia obejmuje około 60 wiosek”.

Kronika działalności sióstr SSpS w Wierzbowcu (fot. Krzysztof Kołodyński SVD)

– Na początku przyjeżdżałyśmy tu z Polski na trzy miesiące. Po nich była zmiana i przyjeżdżała kolejna grupa. Co wtorek lub środę ks. Nagorny rozwoził nas po wioskach. Każdą zostawiał w innej miejscowości – wyjaśnia s. Daria. – Warunki były naprawdę skromne. Nie rozpakowywałyśmy nawet walizek, bo nie było gdzie. Zostawałyśmy na miejscu aż do niedzieli. Tutaj w Wierzbowcu zawsze koło kościoła kręciły się dzieci, próbowałyśmy je zebrać, organizowałyśmy im katechezę. Chodziłyśmy też do ludzi. Nie było jeszcze wtedy struktur kościelnych. Ksiądz śmiał się, że jest tu papieżem. Najbliższy biskup był w Rydze. W kościele organizowałyśmy nabożeństwa, rozdawałyśmy Komunię świętą. Chodziłyśmy też z Komunią św. do chorych. Pamiętam, że niektórzy całowali nas w rękę, bo tak byli szczęśliwi. Bardzo cenili Eucharystię.

– A niektórzy chłopcy się wam oświadczali – uzupełniła żartobliwie s. Marija Niemczenko SSpS. Ze śmiechu nie mogła rozpakować ciasta drożdżowego, którym chciała nas poczęstować.

– Taaak! To były historie! Chłopaki po prostu nie rozumieli, kim jesteśmy – próbuje wyjaśnić zakonnica z pionierskiej grupy. – Dla ludzi byliśmy kimś nowym. Często pytali, kim jesteśmy, bo nikt wcześniej nie widział sióstr w habitach. Wcześniej na tych terenach działały siostry z Ukrainy, ale one nie nosiły strojów zakonnych i nie ujawniały się.

– Tu jest ta fotografia z samochodem, którym woził was ks. Jerzy po wioskach – wskazuje na kolejne strony s. Marija.

Siostry SSpS prowadzą modlitwy kościele w Wierzbowcu (fot. Krzysztof Kołodyński SVD)

– Co tak naprawdę jest Waszą misją na Ukrainie – zapytuje o. Vaclav Mucha SVD.

– Myślę, że jesteśmy posłane do miejsc postkomunistycznych, gdzie wiara osłabła, albo została wyrugowana – wyznaje s. Marija. – Komunizm zasiał w ludziach strach i zabrał wolność. Masz być równy, jak wszyscy, robić to, co wszyscy. Nieważne, czy to dobre, czy nie. Strach paraliżuje, zabiera godność. Wszystko podszyte jest lękiem.

– Czy na tym zdjęciu jest s. Faustyna Radzik?! – zapytuję spontanicznie.

– Tak! To w czasie odwiedzin młodzieży – odpowiada s. Daria.

Zdjęcie prezentuje szczególną więź młodzieży z siostrami. Można odczytać z niego zaangażowanie sióstr, które chcą docierać do ludzi. Jedna z dziewczyn z wielkim entuzjazmem jest wpatrzona w s. Faustynę. Zakonnica kontrastuje niebieskim habitem z otoczeniem. Przy drewnianym domku widać prosty płot ze sztachet, na którym beztrosko siedzi uradowany chłopak. Za płotem widać drogę. W tle pola, łąki i zabudowania wioski.

Po kawie wychodzimy, aby zobaczyć cały teren sióstr, ogród i sad okalający dom. Z s. Darią podchodzimy do dziwnego budynku. To jakby kurnik, tylko bardzo długi. Siostra wchodzi na schodki i jak z ambony opowiada nam o jego historii.

- Ten budynek wybudował o. Grzegorz Konkol SVD – oznajmia. - To było na potrzeby organizowanych dla dzieci i młodzieży oaz. On to zapoczątkował, a my kontynuujemy te spotkania w ścisłej współpracy z werbistami.

Szopa pokryta jest starym eternitem. Wybudowana z tego, co było pod ręką. Gdzieniegdzie są cegły, gdzieniegdzie beton. Ściany z desek.

mwcw5 06S. Daria Skowalczyńskia SSpS przed budynkiem, gdzie spali uczestnicy pierwszych oaz dla dzieci i młodzieży (fot. Krzysztof Kołodyński SVD)

– Tu spały dziewczęta, a chłopcy na chórze w kościele. Toalety były za szopą, a posiłki były gotowane w polowej kuchni w ogromnych kotłach. Pierwsze oazy trwały dwa tygodnie. Były organizowane w wakacje. Z czasem zaczęli przyjeżdżać wolontariusze, klerycy i inne siostry do pomocy – wyjaśnia zakonnica.

Dowiadujemy się, że obecny program „spotkań z Bogiem” zawiera przeważnie: modlitwy poranne, do południa rozważany jest konkretnie temat (konferencja, prace w grupach, warsztaty), w centrum jest msza św., odprawiana przed obiadem, po południu i wieczorem program przybiera formę zabaw. Obecnie oazy trwają tydzień. Każdego roku wyglądają trochę inaczej. Ostatnia, w związku z przeżywaną wojną dotyczyła pokoju.

– Głównym celem oaz jest mówienie dzieciom o Panu Bogu. Niestety w rodzinach coraz rzadziej się to odbywa. Często mają okazję do rozwoju w różnych dziedzinach, a jeśli chodzi o wiarę, to tutaj jest to jedyne miejsce, gdzie mogą tego doświadczyć. Stawiamy również na odpoczynek i rozrywkę, których dzieci z wiosek mają mało – dopowiada Służebnica Ducha Świętego z Polski.

– Była również misyjna oaza, o misjach, z podziałem na kontynenty. Jednego dnia odgrywaliśmy scenę spotkania misjonarzy z „poganami”. Dzieci mocno wczuły się w rolę. Reprezentanci pogan, aby wyrazić, że nie chcą przyjąć Ewangelii, zaczęli rzucać kamieniami. Ci, którzy grali misjonarzy, nie pozostali im dłużni – siostra przerywa na chwilę zasłaniając usta dłońmi. – Trzeba było im wyjaśniać, że nie do końca tak postąpiliby prawdziwi misjonarze.

mwcw5 06O. Krzysztof Kołodyński SVD z siostrami Mariją Niemczenko (z lewej) i Darią (fot. Valclav Mucha SVD)

Siostra Marija przysiada na huśtawce w ogrodzie. Opowiada nam historię własnego powołania. Jest pierwszą Ukrainką, która wstąpiła do misyjnego zgromadzenia Służebnic Ducha Świętego.

- Dużą rolę w moim powołaniu odegrał mój rodzony brat, Paschalis. Niestety zginął w wypadku w czwartym roku swego kapłaństwa. Jako proboszcz budującej się parafii, raz w miesiącu jeździł na tydzień na wschód kraju i tam ewangelizował. Jeździłam tam również z innymi. Czułam powołanie do zakonu, ale nie wiedziałam, gdzie się mam udać. Modliłam się dużo do Ducha Świętego. Podczas Światowych Dni Młodzieży w Częstochowie w 1991 roku Paschalis zachęcił mnie, abym porozmawiała o swojej przyszłości z jedną z „werbistek”, s. Marciną Stawasz SSpS. Później robiłam studia katechetyczne w Wesołej koło Warszawy. Czasami wpadałam do Sulejówka, ale nie od razu zdradziłam jakie są moje zamiary – wyznaje s. Marija.

– Opowiadałaś nam, że chciałaś jechać na misje do Afryki, a dziś nadal pracujesz w Ukrainie. Jakie jest twoje marzenie o przyszłości twojego kraju? – zapytuje niespodziewanie o. Vaclav.

– Moim marzeniem jest to, aby Trójjedyny Bóg zakrólował w sercach ludzi, aby oni już się nie bali. Jak przychodzi Duch Święty to zabiera strach, a daje pokój. Tak i Jezus przychodził i mówił: Pokój wam!. I tego pokoju teraz szczególnie potrzebuje mój naród. Chciałabym, aby nie tylko w Ukrainie, ale i na całym świecie, ludzie doświadczyli Bożego pokoju. On jest szczególny. Czujesz się w rękach Boga bezpiecznie. Niech Bóg zabierze strach, a da pokój! – kończy swoją refleksję misjonarka.

 Krzysztof Kołodyński SVD, Polska

 


  Czytaj inne teksty w cyklu "Misja w cieniu wojny":

    Gdy brakuje łez, płacze dusza
    Nie jesteśmy dla nich braćmi
    Pogrzeb
    Wrogom życzymy śmierci i cierpień
    Struga i Nowa Uszyca
    Wierzbowiec i Oazy z Bogiem