Początki werbistów były mizerne pod każdym względem. I dom był mizerny i ekipa założycielska nie błyszczała splendorem: diecezjalny zelator Apostolstwa Modlitwy, luksemburski proboszcz i dwóch kleryków. Sam o. Arnold mówi o tej sytuacji tak: „Ideę powstania domu misyjnego celem kształcenia niemieckich misjonarzy (…) ogólnie przyjęto z radością (…). Opinia jednak zmieniała się, kiedy spoglądano na niepozorny początek i brak środków pieniężnych, a jeszcze bardziej – na prawie nic nie znaczące osoby, które zainicjowały dzieło (…). Musiałem sam stwierdzić, że wszędzie tam, gdzie się pojawiłem, patrzono na mnie z wielkim współczuciem, jak na osobę, która ma ekscentryczne idee, a jeśli wierzyć pewnemu księdzu (…), to była to jedna z najłagodniejszych opinii, jakie wypowiedziano”.
Kategoria: DUCHOWOŚĆ
Chciałem podzielić się pewną ciekawostką – koptyjską ikoną Zesłania Ducha Świętego. Jak zwykle rzeczy ciekawe znajdujemy dzięki jakiemuś zbiegowi okoliczności. I w tym przypadku nie było inaczej.
Już około dwóch lat temu siostry Służebnice Ducha Świętego z Irkucka spytały mnie, czy nie znam jakiejś ikony, która wyrażałaby ideę jedności. Ja im poleciłem wtedy ikonę, którą stworzył pewien hiszpański kapłan w Sankt Petersburgu. Nazywa się ona „Przez Ciebie jedność” i przedstawia Matkę Boską Fatimską. Siostry jednak nie zdecydowały się na ten wariant i po dwóch latach rozmowa powróciła.
Z nieukrywanym entuzjazmem i radością rozpocząłem przygotowania. Wyszedłem do innych. Wiele katolickich wspólnot przyłączyło się do wspólnej modlitwy. Wiele indywidualnych osób oraz kilka protestanckich wspólnot pozytywnie odpowiedziało na nasze zaproszenie. Zdanie było proste, odmówić pięć razy dziennie „Ojcze nasz” w czasie mego pielgrzymowania. Mieliśmy tylko jedną intencję – „zgodnie o coś prosić będą na ziemi” – aby Bóg "uzdrowił wirusa HIV / AIDS”. Wydawałoby się, że pięć „Ojcze nasz” to nic wielkiego. A jednak dla niektórych akt codziennej modlitwy był swego rodzaju wyzwaniem. Pamiętam ich słowa: „złożę ofiarę pieniężną, ale nie chciej, abym modlił się codziennie”.
Nasze omadlanie osób podczas licznych wypraw ewangelizacyjnych można liczyć na tysiące. Choćby ostatnie rekolekcje w diecezji Ambatodrazaka, gdzie przyjęliśmy 600 osób. Za każdym razem mamy dziesiątki przypadków osób mocno poranionych czarami i okultyzmem właściwym dla niewierzących. I to w takich bezpośrednich modlitwach o uwolnienie objawia się wyższość Chrystusa. I to dosłownie. Wezwanie choćby tylko imienia Jezus powala, uwalnia, uzdrawia i podnosi ze stanu duchowego spopielenia do nowej jakości życia w Chrystusie. Trzeba by to dotknąć i zobaczyć, jakie to wzniosłe, prawdziwe i piękne. Po prostu z prochu do życia.
Ze Zwiastowania Pańskiego wynikają ważne konsekwencje misyjne. Często, gdy myślimy o jakimś momencie z Ewangelii, który moglibyśmy uważać za założycielski dla werbistów, to przychodzi nam do głowy chwila poprzedzająca wniebowstąpienie, kiedy to Pan Jezus powiedział: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię” (Mk 16, 15). Nie mniej znaczący jest jednak moment Wcielenia Przedwiecznego Słowa Bożego. Mówimy o sobie, że misja nie jest naszym wymysłem. My nie jesteśmy źródłem misji – jest nim Bóg Ojciec, który w miłosierdziu swoim „własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał” (Rz 8, 32).
Rozpoczął się Wielki Post. Rozpoczyna go Środa Popielcowa, która wciąż w naszym Kościele jest fenomenem. Tłumy w kościołach tego dnia napawają optymizmem – „chyba nie jest z nami tak źle, skoro tylu ludzi w środku tygodnia” i tym podobne refleksje. Do tego dochodzą wielkopostne challenge, wyzwania, zdrapki, drabinki i inne akcje, która mają nam pomóc nie zapomnieć o tym, że Wielki Post nie kończy się Środą Popielcową, a tych 40 dni to nie pomyłka w kościelnym kalendarzu.
Chodzi za mną obraz z niedzielnej Ewangelii. Cieśla, który był dobrym mówcą, nagle chce pretendować do bycia ekspertem w kwestii rybołówstwa. I to wobec kogo! Wobec fachowców w tej dziedzinie. Wobec ludzi, którzy na łowieniu ryb zjedli zęby i dorobili się twardych nagniotków na dłoniach od wciągania i opuszczania sieci. I to kiedy! Po nieudanej nocy na jeziorze, wobec pustych sieci, za dnia, kiedy jezioro jest jeszcze bardziej puste. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie tu szukał ryb. Nie da się. To nie ma prawa się udać.
Zarzuć sieć. Jezus wchodzi bez wahania może nie z butami, ale sandałem w sam środek poletka, które Szymon z powodzeniem uprawiał, które określało go w społeczności, dawało utrzymanie jemu i współpracownikom.
Z nieukrywaną ciekawością przeczytałem kazania i życzenia świąteczne kilku liderów Kościoła. Dla przykładu, jeden z nich wzywa, abyśmy rozpoznali Jezusa „w człowieku chorym, porzuconym przez innych, przybyszu, w siostrze i bracie uciekającym przed wojną, głodem, śmiercią”. Inny natomiast przytacza słowa Papieża Franciszka, który mówi, że „gdyby każdy człowiek pomógł jednemu ubogiemu, to skala pomocy byłaby tak wielka, że zabrakłoby ubogich".
W obliczu tych, i wielu innych wypowiedzi, które manifestują piękne i ważne przesłanie dla świata, zadaję sobie pytanie, czy można rozpoznać twarz Dzieciątka Jezus w grzesznikach. A także jaka jest relacja narodzonego Dzieciątka do grzeszników.