"Codziennie je czytam, tylko nikomu nie mów" – głos jej towarzyszył mi przez następnie kilka dni. Nie wiedziałem dlaczego? Nie wiedziałem co powinienem zrobić? W końcu zdyjąłem Pismo Św. z półki i położyłem je na biurku, obok laptopa. Zacząłem czytać codziennie jeden rozdział z Ewangelii. Kiedy skończyłem Nowy Testament, zaczynałem od początku.
Minęło około pół roku. W końcu zaświecił promyk w mojej logice i sercu. Zrozumiałem, że codzienne czytanie Pisma Św. to nie intelektualne pogłębianie wiedzy o Bogu i samym sobie, a raczej budowanie relacji. To było takie proste - chodziło o poznanie, pierwszy zachwyt i dokonanie wyboru. Był to pewnego rodzaju proces budowania relacji ze Słowem, które jest życiem (J 6, 68).