Przez dwa miesiące na przełomie 2023 i 2024 roku mieszkałem w wiosce Kunjingini. Tu mogłem zobaczyć, że nawet w XXI wieku, ludzie wciąż żyją bez dostępu do podstawowych osiągnąć technicznych. Nie mają tu elektryczności, wodę czerpią z rzeki Amaku albo gromadzą deszczówkę z trawiastych dachów, tzw. morata. Żywią się tym, co urośnie na ich poletkach, które wdzięcznie nazywają ogrodami. Nie widziałem zapasów w ich domostwach.
Świat według werbistów
BLOG
Kategoria: SPOŁECZEŃSTWO / LUDZIE
Pewnego deszczowego poranka na misję w Kunjingini przyszedł młody człowiek. Tego poranka byłem sam na parafii, bo proboszcz i wikary pojechali na spotkanie z jedną ze wspólnot katolickich w wiosce Kpanjoma. Młody człowiek przyszedł, bo pragnął przystąpić do sakramentu pojednania. Przeszedł długą drogę w deszczu, na pieszo. Nosił imię jednego z mędrców, którzy podjęli długą drogę poszukiwania, aby odnaleźć i złożyć hołd nowonarodzonemu Królowi w Betlejem.
– Pragniemy, aby nasi chłopcy uchronili nas od tego zezwierzęcenia, które niosą brutalne ataki wroga – kontynuuje pani Natalia. - Chcę jeszcze dodać, że pomimo tego, że tutaj mamy trochę spokoju i nie dolatują tu rakiety, ale chcę podkreślić, że w duszy, jak każda matka, my życzymy wrogom tylko śmierci, wielkich cierpień, za to, że w naszych miastach i wioskach, tak udręczeni są niewinni ludzie, a szczególnie dzieci – kończy niespodziewanym. przekleństwem.
U mnie jesień zaczęła się pomidorem. U drzwi naszego domu, minut pięć przed rozpoczęciem nabożeństwa różańcowego, stanęło dwóch zziajanych mężczyzn. Jeden z przybyłych wyciągnął telefon i wybrał z galerii zdjęcie i pokazał mi je. W kadrze pomidor z pękniętą skórką, w którym to pęknięciu zagnieździła się biała pleśń w kształcie krzyża.
- No niech ksiądz nie udaje, że nie widzi Pana Jezusa.
Ostatni raz spotkałem o. Achima w Tamale pod koniec marca 2014 roku. Był w drodze do Polski, ponieważ zdiagnozowano u niego poważną chorobę. Ta podróż mogła wydawać się podobna do wielu poprzednich. Podczas tego spotkania nie mówił o swojej chorobie, ale dzielił się swoimi planami i przedsięwzięciami, które miały na niego czekać po powrocie. Planów, jak zawsze, miał mnóstwo. Niewiele wcześniej rozpoczął poważne projekty w Yendi i powoli nabierały one rozpędu. Przez ostatnie kilka lat był bardzo zaangażowany w rozwój małego zakładu produkującego masło z orzechów shea.
Samochód pomalowany jest w wojskowe barwy. Ma specjalnie zamontowaną naczepę z zadaszeniem. Widać, że całość zaadaptowana jest specjalnie na pogrzeby. Po bokach metalowa konstrukcja ze zdobieniami. Nawet otwarte burty obite są aksamitnym materiałem. Pod zadaszeniem leży tylko wieko, bo samą trumnę z ciałem niosą zaraz za pojazdem żołnierze. Dwóch pierwszych niesie w rękach karabiny.
Kondukt jest już blisko nas. Świadkowie czekający po bokach drogi klękają. Przyklękamy i my z Vaclavem. Na chwilę. Po chwili, powoli wstaję i nieśmiałym ruchem przykładam oko do wizjera aparatu.
Anthony pochodził z małej wioski Mayamam, położonej gdzieś w połowie drogi z Chereponi do Wenchiki. Jego rodzinna miejscowość jest niemal w całości zamieszkała przez muzułmanów. Dlatego dla niego i jego bliskich bycie chrześcijaninem było ciągłym wyzwaniem i oznaczało życie pod presją.
Nie rzucał w oczy. Zawsze uczestniczył we Mszy św. o godzinie 6.30 rano, a gdy nie było kapłana, sam prowadził nabożeństwo Słowa i udzielał zgromadzonym Komunii Świętej. Przed Mszą przygotowywał czytania.
- Jaka to wiara i jacy my dla nich bracia, skoro oni tu przychodzą zabijać nas i naszą kulturę. My nic im nie zrobiliśmy. Nie dokonaliśmy agresji na ich ziemie. My bronimy tego, co nasze, naszą ziemię, nasze żony i dzieci. Nie dopuszczamy, aby przyszli dalej - tłumaczy Roman. - Jaka to u nich wiara, jeśli mamy Wielkanoc, Święto Zmartwychwstania, a u nich nawet batiuszka błogosławi i posyła do zabijania Ukraińców. Jaka to wiara?! To nie jest wiara tylko propaganda. U nich wiary nie ma!