Świat według werbistów

BLOG

Brakuje nam proroczego głosu

Słucham i czytam uważnie o tym, co dzieje się w Rzymie w tych dniach, gdzie liderzy Kościoła i grupa osób świeckich dyskutują na temat seksualnego wykorzystywania nieletnich i pedofilii. Słucham Liderów Kościoła, którzy prowadzą poszczególne sesje. Im bardziej ich słucham, tym bardziej mam wrażenie, jakby kręcili się wokół jednego i tego samego schematu myślowego – święte życzenie i próba zadowolenia tłumu. Brakuje nam proroczego głosu. Głosu, który w końcu wyjdzie z owego duchowego i intelektualnego marazmu – politycznej poprawności – i wypowie się w mocy Prawdy i Miłości, którą jest Chrystus.

Zgrzyt

Chodzi za mną obraz z niedzielnej Ewangelii. Cieśla, który był dobrym mówcą, nagle chce pretendować do bycia ekspertem w kwestii rybołówstwa. I to wobec kogo! Wobec fachowców w tej dziedzinie. Wobec ludzi, którzy na łowieniu ryb zjedli zęby i dorobili się twardych nagniotków na dłoniach od wciągania i opuszczania sieci. I to kiedy! Po nieudanej nocy na jeziorze, wobec pustych sieci, za dnia, kiedy jezioro jest jeszcze bardziej puste. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie tu szukał ryb. Nie da się. To nie ma prawa się udać.

Zarzuć sieć. Jezus wchodzi bez wahania może nie z butami, ale sandałem w sam środek poletka, które Szymon z powodzeniem uprawiał, które określało go w społeczności, dawało utrzymanie jemu i współpracownikom.

Czytam i nie rozumiem tego, co czytam 

Usiadł przy biurku. Położył dłonie na otwartych stronach Biblii. Obecności, miłość i cisza wypełniły jego serce i duszę.

Przez ostatnie trzy miesiące Martin regularnie słuchał i medytował Słowo Boga. Czytał dwie strony trzy razy w tygodniu - w niedzielę, w środy i piątki. Otworzył oczy i zaczął czytać: "Jeżeli kto mnie miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać" (J 14, 23). Zastanowił się na chwilę.

- O co tu chodzi? – przerwała milczenie logika, która przez ostatnie trzy miesiące przyglądała się praktykom Martina. – Ta miłość to jakaś iluzja... Niczego z tego nie rozumiem. 

Moje spotkanie z ojcem Marianem Żelazkiem

To było chyba w 1987 roku. Byłem wtedy w seminarium w Nysie. Przyjechał do nas taki miły dziadzio i opowiadał o swoim życiu i o swojej pracy misyjnej w Indiach. Takim dobrym, ciepłym głosem mówił o tym, jak zbierają z ulicy chorych ludzi, jak wożą ich do leprozorium. Byliśmy zasłuchani. A mówił mniej więcej tak: „Podjeżdżasz ambulansem do człowieka, który leży na ulicy. Nie może się już ruszać, zżerają go robaki, unosi się od niego nieprzyjemny zapach. I wtedy mówisz sobie: To jest Chrystus!".

A wtedy o. Marian takim samym dobrym, spokojnym tonem, bez cienia ironii, czy chęci rozbawienia nas, ale raczej z pokorą, której nauczyło Go trudne życie dodał: „Ale czasami musisz sobie to powtórzyć dwa razy”.

Cenny moment przy kawie

Wciśnięty w sam kąt lokalu siedział młody człowiek. Wyglądał na zupełnie wyłączonego z tego zgiełku. O dziwo, nic nie wystawało mu z uszu. Nie był też przyssany do telefonu. Miał na kolanie rozłożoną niewielką książkę. Że jestem trochę ciekawski, usiłowałem podejrzeć, co czytał. Kiedy ją zamknął, zobaczyłem charakterystyczną kremowo-niebieską okładkę popularnego wydania Nowego Testamentu. Książka przez chwilę leżała na stoliku. Zanim zniknęła w plecaku, zdążyła przykuć nie tylko moją uwagę.

Wigry, Polska

Historia jednej fotografii RAZEM

Ludzie od zawsze chcieli być razem. Nie tylko dlatego, że tak było bezpieczniej, ale po to, by pogłębiać poczucie przynależności, odkrywać kim się naprawdę jest. Gromadzili się wokół ogniska, aby snuć opowieści i przywoływać dawne wydarzenia, które stawały się teraźniejszością. To wieczorne zgromadzenie urastało do rangi ceremoniału, swoistego sakralnego przeżycia. Dzieci wtulone w ramiona matek lub starszych sióstr z wypiekami na twarzy (wcale nie od ognia) chłonęły przekaz tradycji, mądrości i fascynującej tajemnicy. Dorośli coraz bardziej tworzyli wspólnotę, nabierali godności i stawali się gotowi do heroicznych czynów. Do dziś tak się dzieje w społecznościach pierwotnych.

Flores rozkwita w powołania

Zaskakuje tutaj na wyspie Flores rozkwit powołań i młodość Kościoła, którą od razu się wyczuwa. Nie tylko bowiem kościoły parafialne są przepełnione dziećmi i młodzieżą, ale również wszystkie instytuty i zgromadzenia zakonne. Seminaria duchowne mają dziesiątki powołań każdego roku. Gdy odwiedza się domy zakonne sióstr, widać w nich wiele młodych dziewcząt, które pragną poświęcić swoje życie Bogu. Podobnie jest w zakonach męskich.

Poziom kształcenia sióstr, kleryków i braci zakonnych jest również bardzo wysoki. Siostry potrafią posługiwać się swobodnie takimi językami, jak angielski czy włoski, ponieważ zazwyczaj ich formacja zakonna odbywa się w Europie lub na Filipinach.

Regularnie czytam Pismo Święte

Martin trzasnął drzwiami i rzucił torbę na podłogę mieszkania. Nalał whisky i jednym tchem opróżnił zawartość szklanki. Napełnił ponownie. Z dumą a zarazem z poczuciem żalu i lęku przyglądał się dużej kolekcji zebranych książek. Wydawało mu się, że osiągnął to, czego pragnął. Zdobył kilka akademickich tytułów i tym samym osiągnął pozycję społeczną. Miał zaledwie 33 lata, dobrze płatną pracę. Był niezależny, był panem własnego losu. Wystarczyło jedno doświadczenie, jedno poznanie, aby wszystko utraciło wartość i sens. 

- Co robić? – usłyszał zaniepokojony głos logiki. Palcami przebiegał po wierzchach książek. Zatrzymał dłoń. Wzrok utkwił na tytule „Pismo Święte”. Szybkim ruchem wyciągnął, otworzył na chybił trafił i przeczytał fragment: „I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8,32).