Czytając o życiu błogosławionej Marii Heleny Stollenwerk, zwróciłem uwagę na jej przynależność do Apostolstwa Modlitwy. Siostra Maria Helena dołączyła do tego ruchu w 1866 roku w wieku 14 lat. Zaskakujące jest to, że w tym samym roku młody ksiądz, nauczyciel przedmiotów ścisłych w małym niemieckim miasteczku Bocholt, przyłączył się do tego ruchu. Nazywał się Arnold Janssen.
Czym jest dynamit każdy z nas wie, choć z pewnością nie każdy chciałby bezpośrednio doświadczyć siły jego działania. Ma w sobie moc! Częściej jest destruktywna.
Mniejsza o moc negatywną, choć przecież bolesną. Spróbujmy pomyśleć o energii pozytywnej. Tak właściwie to każdy z nas ją ma. Ktoś powie: „mnie już ona uciekła z latami”. Ale czy tylko o energię fizyczną chodzi?
W listopadzie jakoś bardziej dociera do nas prawda, że przemija postać tego świata. Wizyty na cmentarzach, o ile nie zamieni się ich w krzyżówkę Rajdu Znicz ze spotkaniem towarzyskim, uświadamiają bardziej, niż cokolwiek, że ulotnym jest wszystko, co cenimy, kochamy i na czym nam zależy. Życie to ciągłe ćwiczenia z utraty, ćwiczenia w robieniu miejsca dla wieczności, jakkolwiek się ją dziś rozumie.
Obserwuję ostatnio sporo pożegnań, tych z gatunku ostatnich. Dominują dwie postawy.
Kilka miesięcy temu na naszej misji w Ligaya rozpoczęliśmy duchowe ćwiczenia, gdy zauważyłem, że dla wielu ludzi wiara to praktykowanie, nawyki i przyzwyczajenia. Brakowało osobistego doświadczenia intymności z Bogiem. A intymność to wiara, która rodzi się ze słuchania słów Chrystusa.
Tak więc rozpoczęliśmy naszą przygodę ze Słowem Boga pod hasłem: ‘Pismo święte w każdym domu, każda rodzina czyta Słowo Boga”. Chodzi o to, aby Słowo Boga stało się Ciałem i zamieszkało w każdej rodzinie, w sercu człowieka.
Poranny deszcz nie obniżył temperatury, za to mocno zwiększył i tak już wysoką wilgotność. Ubrania kleiły się nam do ciała. A przecież nie musieliśmy dźwigać ciężkiego uzbrojenia i przebiegać od jednego zaułka terenu do drugiego, chroniąc się przed ostrzałem. Byliśmy turystami.
Stanęliśmy przed szerokimi schodami. Ich kolor nie skojarzył mi się z czerwonym dywanem rozkładanym dla celebrytów, ale z krwią poległych żołnierzy. Gdy przelano jej dostatecznie dużo, można było podpisać akt kapitulacji.
Mimo, że jest wczesny ranek, wyłapuję w półmroku około trzydziestu głów. Większość, jak ja, daje się porwać plamie światła wydobywającej obraz w ołtarzu głównym, ten sam od 118 lat. Nie przesłodzony, ale też nie przesadnie surowy. Twarz Pana Jezusa dokładnie oddaje to, co Ewangelista wyraził w słowach „wie, co jest w człowieku”.
Te pół godziny to dla mnie bardzo cenny czas. I wracam do niego, kiedy w ciągu dnia robi się korek na skrzyżowaniu domowych i parafialnych spraw, telefonów, pilnych spotkań i rozmów. Ta cisza, ciemność i jedno światło bardzo porządkują rzeczywistość.
Kiedy wróciłem po raz trzeci do Afryki w 2010 r. i objąłem parafię w Lindzie, wróciłem do pomysłu otwarcia wspólnoty dla osób z niepełnosprawnością intelektualną. Od wielu lat chodziła za mną myśl, aby zrobić to w duchu wspólnot l’Arche.
Będąc w Botswanie, pojechałem na otwarcie pierwszego domu l’Arche w Zimbabwe. Spotkałem tam angielskiego jezuitę, ojca Davida, który był głównym inicjatorem jego powstania w Harare. Nie przypuszczałem, że spotkamy się kiedyś po wielu latach w Zambii, by pracować wspólnie nad powstaniem domu dla dzieci z niepełnosprawnością intelektualną w Lusace.
W Polsce są różne ośrodki ceniące sobie nabożeństwo do Matki Słowa. Warto wymienić przede wszystkim pallotynów, którzy promują objawienia Matki Słowa z Kibeho w Rwandzie. Ostatnio dołączyli do nich marianie, którzy też mają swoje misje w tym afrykańskim kraju.
Ostatnio dowiedziałem się, że o. Zdzisław Grad SVD na Madagaskarze buduje kapliczkę Matki Słowa. Głównym symbolem będzie figura Matki Boskiej, która wznosi Dzieciątko Jezus – Słowo Wcielone, jednocześnie przedstawiając Je ludziom i wsłuchując się w Jego głos.